wtorek, 24 grudnia 2013

All I want for Christmas it's..?

Czy ten dzień powinien różnić się czymkolwiek od pozostałych..?
Czy to właśnie dzisiaj powinienem być miły dla wszystkich, a wszyscy powinni być mili dla mnie..?
Czy to dzień kiedy wszyscy zakładają maski na twarz i nawet gdy chcą do gardeł sobie skoczyć siedzą cicho jak myszy i uśmiechają się z drugiego końca stołu..?

Moja wigilia raczej nigdy nie była rodzinna. Los pożałował mi tego, że na święta do jednego domu zjeżdża się tuzin osób i wszyscy się bawią. Pożałował też jakoś męskiej części rodziny. Mężczyzny, którego czule nazywałbym tatą i który jeszcze paręnaście lat temu podnosiłby mnie, żebym założył gwiazdę na czubku choinki. Zabrakło też dziadków, którzy strugali by ze mną małym scyzorykiem gałązki w lesie. 
Dzisiaj przy stole będą siedzieć cztery osoby. Trzy kobiety, które dwa miesiące temu leżały w szpitalnych łóżkach i ja. Będzie wigilia, może jakieś upominki, pasterka. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego.
Z samego rana kupię paczkę papierosów, wsiądę w pociąg i pojadę do Warszawy, a kiedy wyjdę z podziemia przy dworcu centralnym okaże się, że paczka jest już pusta. Będę miał świadomość, że moja rodzina gdzieś tam, daleko ode mnie będzie siedziała przy stole i cieszyła się wspólnym czasem. Jak wtedy będę czuł się ja..? 

Czego bym chciał na święta..? Chciałbym mieć pewność, że będzie lepiej. Że ten zbliżający się rok naprawdę będzie lepszy. Że znajdzie się ktoś kto wyrwie mnie z tego, czego nazwać teraz nie potrafię. 

Wypadałoby życzyć czegokolwiek. 
Życzę zdrowych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia.
Byśmy co dzień stawali się lepsi. 
Aby każdy dzień po nich wnosił coś do naszego życia.
Abyśmy każdego dnia dawali sobie szansę na to, by stał się on najlepszym dniem naszego życia.

niedziela, 22 grudnia 2013

Smutki i smuteczki.

Jedno z tych minionych lat ostatnio do mnie wróciło.
Drugie też się odezwało, takim cichym głosikiem.
Trzecie siedzi w mojej głowie od roku i nie chce jej zostawić.
Czwarte jest, ale go nie ma. Jest najbardziej teraźniejsze, a jednak go brak.

Chciałbym czuć się wolny, a jednocześnie chciałbym kogoś do kochania.
Nie czuję się ani wolny, ani kochany i nic nie wskazuje na to by miało się to zmienić. Nadchodzi nowy rok, boję się tego co przyniesie. Z jednej strony chcę przeć dalej do przodu, coraz dalej i dalej, z drugiej potrzebuję jakiejkolwiek stabilizacji. Po powrocie do domu późnym wieczorem potrzebuję tego, że ktoś mi drzwi otworzy, zdejmie czapkę, ze śniegu otrzepie, rozwichrzy włosy ręką, uniesie się na palcach, buziaka da w usta niespodziewanie i powie: zrobiłem Ci herbaty.
Ty wiesz, że chciałbym, żebyś to był Ty.
Głupie to, że cały czas zarzekam się, że chcę sam iść przez życie, że sam dam sobie radę, że sam, sam, sam... a tak naprawdę kiedy kładę się spać marzę o tym, że ten ktoś leży obok mnie. I mogę się przytulić i ugrzać swoje zimne stopy. A on mnie tak po prostu obejmie ramieniem i przygarnie w swoją stronę. Szepnie dwa czułe słowa, pocałuje delikatnie. I wiem, że wtedy byłoby mi wszystko jedno- nawet to, że on po chwili zacząłby chrapać jak niedźwiedź.
Marzy mi się, że w soboty i niedziele czas będziemy spędzać razem, chodzić na spacery do parku, jechać rowerami za miasto, wskakiwać do samochodu i jechać donikąd. Że będziemy gotować głupi makaron z miłością w oczach. Że te wszystkie sceny z ckliwych filmów romantycznych kiedyś się spełnią. Czy ja mam głupie marzenia..?
_____________________________________________
Nie biorę już leków, czy to dlatego jest tak a nie inaczej..? 

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Parkiet już wysechł.

"Dotąd żyłam wolna jak ptak
Z dnia na dzień, z chmury na chmurę
Los jak piórko unosił mnie
Więc leciałam w dół albo w górę
Aż poczułam któregoś dnia
Że już dość mam tego fruwania
I zamarzył się ciepły dom
A w tym domu ktoś do kochania"
...
Kilkaset zalakierowanych drewnianych deseczek wyschło przez te kilka dni i zaprosiło nas teraz do wewnątrz. Wszystko takie świeże, nowe, nienaruszone. Pachnące tak surowo, że ma się ochotę upiec ciasto i czekać na ten domowy zapach. I od wtedy zacząć to miejsce nazywać domem.
Dorwało mnie dzisiaj to śmieszne uczucie, z którego nie chciałem Ci się zwierzać.
Zdziwiło mnie dzisiaj to uczucie, bo ten pierwszy raz gdy mam tu zostać na stałe, gdzie cichy pokój czeka na przyjęcie mojego snu, pierwszy raz przekroczyłem ten próg właśnie z Tobą. Właśnie z Tobą zrobiłem pierwsze zakupy, pierwszy raz wywaliło mi korki, pierwszy raz włączyłem mikrofalę, włożyłem cokolwiek do lodówki.
Usiadłem też z Tobą, oparłem swoją głowę na Twoim ramieniu i wiedziałem wtedy, że tyle mi starczy.

__________
Je suis naif.

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Faceci do garów.

Za nic innego nie powinniście się brać.

Zaczynacie filozofować, poruszać jakieś dziwne tematy nieludzkie, stwarzać niepojęte historie, żalić się zaczynacie, smucić, smęcić, wybuchacie płaczem w środku i myślicie, że nikt tego nie widzi.
Gejdramę odstawiacie, obrażacie się, wracacie, cie, cie, cie...
Weźcie do ręki brudną szklankę po kawie.
Chwyćcie gąbeczkę. I wypierdalajcie do garów.
Macie też patelnię po kotletach i talerz po sosie spaghetti.
Spójrz niechluju, na kubku od herbaty został kamień!
Więc nawet garów zmyć nie potraficie...
Cokolwiek robić umiecie? Cie... cie... cie...
Jak z dziećmi, jak dzieci się zachowujecie.
Raz w prawo, raz w lewo. Jak wiaterek zawieje, jak chorągiewka szamotana tym wiaterkiem wy raz w dół,  raz w górę. 
Oportuniści psia wasza mać. 

wtorek, 26 listopada 2013

Ptak bez skrzydeł.

Z okna dziesiątego piętra wyfrunął ptak
Bez skrzydeł.
Z gniazda z wielkiej płyty
na betonową ściółkę.

Coś zakwiliło z rozpaczy
Umilkło.
I działo się dalej.

Położyli go potem
Pod Twoimi stopami.
Siedem łokci pod ziemią.

Znów zakwiliło
Znów umilkło
Znów działo się dalej

Zniknął, lecz pozostał;

Zakwiliło
Umilkło
..dalej
...

niedziela, 24 listopada 2013

Ognia! Pal! (litość, żal)

Samotność - cóż po ludziach, czym śpiewak dla ludzi?
Gdzie człowiek, co z mej pieśni całą myśl wysłucha,
Obejmie okiem wszystkie promienie jej ducha?
Nieszczęsny, kto dla ludzi głos i język trudzi:
Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie;
Myśl z duszy leci bystro, nim się w słowach złamie,
A słowa myśl pochłoną i tak drżą nad myślą,
Jak ziemia nad połkniętą, niewidzialną rzeką.
Z drżenia ziemi czyż ludzie głąb nurtów dociek,


Gdzie pędzi, czy się domyślą? -


_______________________________________
Samotność w tłumie czuje się najlepiej. 
Na opak to wszystko wywrócone.
Skurczymisie. 

środa, 20 listopada 2013

Nieznane twarze nieznanych ludzi.

W tych moich tramwajach nie ma miejsc naprzeciwko.
Wszyscy do wszystkich siedzą tyłem.
Nikt nie patrzy sobie w oczy;
podziwia się raczej łysinę pana siedzącego z przodu.
Pierwszy siwy włos na skroni kobiety w średnim wieku.
Różową czapeczkę z pomponem małej dziewczynki.
Słuchawki na głowie jednego z dwudziestolatków.

Ów ludzie mają też swoje nawyki.
Każdy siedzi inaczej.
Używa innych perfum bądź nie używa ich wcale.
( karetka na sygnale przejechała obok)
Ktoś ramieniem trzyma telefon przy uchu
zawiązując sznurówkę.
Inny ma takie śmiesznie odstające uszy.

Ci ludzie siedzą za sobą.
Obok siebie.
Nie znając się wzajemnie.
I jak, siedząc w tym szeregu,
nie stawać się jednym z nich?

poniedziałek, 11 listopada 2013

Posucha na przystankach tramwajowych.

Już siódma.
Ręka świsnęła na oślep w stronę gdzie powinien był leżeć telefon. Budzik zamilkł, pierwsze wyzwanie dzisiejszego dnia zakończyło się sukcesem. Nie wstaję, świat poradzi sobie dzisiaj beze mnie. Zawsze rano czuję się tak samo: przecież nic się nie stanie jak nie pójdę na zajęcia, nie wydarzy się nic strasznego jak trochę sobie jeszcze pośpię. Chwilę potem głos zabiera zdrowy rozsądek. Przecież musisz. 
Siódma dziesięć. Drugi zamach na budzik w telefonie. Otworzyłem jedno oko i zamknąłem je natychmiast. Czy w moim świecie choć jeden poranek nie może zacząć się słonecznie? Topola za oknem gięła się groźnie i już wiedziałem, że nie mam najmniejszej ochoty na to, by wychodzić z łóżka. Siódma dwadzieścia. Trach. Telefon spadł na podłogę. 


Wstałem, spojrzałem się w lustro, czym prędzej uciekłem wzrokiem od własnego odbicia. Kuchnia przywitała mnie stosem brudnych garów i niedopałków papierosów wysypujących się z popielniczki. Prztyknąłem odruchowo czajnik stojący na gazie. Wypiłem kawę z mlekiem. Deszcz za oknem zacinał, w powietrzu fruwały liście i foliowe torby. 
W takie właśnie dni, kiedy wszystko wydaje się być na opak powinno się spotkać na przystanku tramwajowym chłopaka, który wywróci wszystko do góry nogami, sprawi, że słońce wyjdzie zza chmur, bo on będzie taki piękny, ładny, śliczny i w ogóle.
Niestety. Wyszedłem w tę aurę jesienną z rozpiętą kurtką i rozwichrzonymi włosami. Przystanek tramwajowy był dzisiaj wyjątkowo senny.
Ziewnąłem, po chwili ziemia lekko się zatrzęsła, zadudniło, podjechał tramwaj. Niestety nie mój, na swój musiałem poczekać jeszcze trzy minuty. Przyjechał w końcu, prawie pusty; wszyscy wsiedli w jadącą przed chwilą dwójkę. Szarpnęło i ruszyliśmy. Leniwie zacząłem się rozglądać. 
Zaspa- nie ma nikogo. Jechałem w dal siną z utęsknieniem w oczach wypatrując kogoś, na kim mógłbym oko swoje zawiesić, popatrzeć choć przez chwilę, może nawet się uśmiechnąć. Startowa- nie ma nikogo. Jakaś stara raszpla kazała ustąpić sobie miejsca.
Stoję.
Jana Pawła II- brak.
Żwirki i Wigury.
Bajana.
Legionów.
Plac Komorowskiego- powoli zacząłem tracić nadzieję.
Mickiewicza- też nic.
Reja- pusto.
Wyspiańskiego- cicho sza.
Kliniczna-szpital- ...Stara raszpla zdecydowała się opuścić tramwaj zostawiając wolne miejsce, które z lubością zająłem.
Twarda- ...
Stocznia Północna- zamknąłem oczy. Ten dzień na pewno nie będzie tym pięknym.
_____________________________________________________________________
Flaga pomięta, brudna i szara,
Dziś jestem brzydka, dziś jestem stara. 

poniedziałek, 4 listopada 2013

Od... Odkąd. Dokąd?


















Wydawać by się mogło, prawda..?
Wiele by się mogło wczoraj, dzisiaj, jutro.
Ale.
Czy w naszym życiu zawsze musi być jakieś "ale"?
Musi być. Twardo, ostro, nazbyt precyzyjnie musimy to sobie powiedzieć.
Nie powinniśmy się oszukiwać, śnić o rzeczach niestworzonych, o tych szczególnie, które dla nas nie są przeznaczone. 
Musimy, jak żebracy, nasze oczekiwania i wyobrażenia dostosować do... Do czego? Może teraz jestem zbyt pijany by móc to określić. Być może jutro, gdy przeczytam tych parę słów też nie będę w stanie tego powiedzieć. Bo może wymagamy za dużo od siebie, od innych... Od tych innych w szczególności.

Życie jest proste. Wystarczy pogodzić się z tym co mamy, a to czego nie mamy pozostawić samemu sobie. Tak, nie zgodzisz się być może, bo są jeszcze marzenia, pragnienia, jest to, do czego dążymy.
Marzenia o tym co zwykle niespełnione, nieosiągalne, ręce masz za krótkie by po to sięgnąć. Z palców się wyślizguje, w ramionach nigdy trzymać tego nie będziesz.

Ale Ty wiesz lepiej..?
Gówno w kratkę malowane.

wtorek, 29 października 2013

Malowane wrota.

Jaki dzisiaj mamy dzień Kochany?
Cóż za miesiąc mamy, jesienny?
Idziemy oddaleni.
Senni.

Patrząc Tobie w oczy- błękit nieba. 
Patrzysz w moje- ciemność lasu.
Każdy w swoją stronę. 

Cóż za głos nas tu przywiódł?
Słońce się skryło, 
nie chce na nas patrzeć. 
Dobrze to czy źle?

Jaka to dziwna strona świata,
Gdzie ty, gdzie ja,
Gdzie my, to nie my.
Toniemy.



Ile wątków może być w moim małym życiu? 
Deszcz kapał z poszarzałego jesiennego nieba. Tramwaje przecinały zgrzytem te strumienie wody lejące się z chmur. Ta pora, kiedy wszystko zaczyna robić się brzydkie, słońce znika na dłużej, odwiedza coraz rzadziej ten mały skrawek świata.
Na jednym z tych opuszczonych przez blask słońca fragmentów ziemi: dwoje ludzi. Tak do siebie podobnych i tak od siebie różnych. Szli w swoją stronę, scena jak z filmu, choć aura jesienna. Czy komuś przeszkadza jesienna aura w filmach? Choć nie było słońca i złotych liści było na swój sposób pięknie. Na swój sposób.
Jak się potem okazało to tylko jeden szedł, drugi siedział: nie chciał moknąć w deszczu i bolały go nogi. Czekał na jednym z tych normalnych autobusowych przystanków. To mógł być ładny przystanek, oko kamery sprawiłoby, że byłby ładny. A On siedział. Cóż to znaczyło? Być może nic, być może coś.
Kiedy już się zobaczyli patrzyli się cały czas, jeden na drugiego. Nie, nie podali sobie dłoni, a ten siedzący nie wstał, żeby się przywitać. Pierwszy usiadł obok.
Patrzyli na siebie cały czas, to już zostało powiedziane. Jak się okazało dużo później i wiadomo to od kogoś, kto spojrzenie swe wścibskie na nich zwrócił: tylko jeden patrzył, drugi miał nos wlepiony w ekran telefonu.
Można by ten nieszczęśliwy film w nieskończoność ciągnąć. 
Romantyzm chwili zaburzało w jego sercu wszystko, a on nie chciał się temu poddać. Szum samochodów, zgrzyt tramwajów, siekący deszcz, ostry wiatr, same smutne epitety.
Był chyba zbyt wrażliwy, zbyt delikatny.
Ale to nie przeszkadzało mu w byciu szczęśliwym. 

sobota, 19 października 2013

Pani K.

Bo ona ona różne ma imiona
Jedni wołają ją miłość, inni zgaga pieprzona
Bo ona ona imiona różne ma
Jedni wołają ją szczęście, niepojęte
Inni samica psa

Bo ona ona różne ma imiona
Jedni wołają ją miłość inni zgaga pieprzona
Bo ona ona imiona różne ma
Jedni wołają ją szczęście, niepojęte
Inni pani na K...

Jakim imieniem ona jest dla mnie i jakim imieniem dzisiaj jesteś dla mnie Ty..? Dzisiaj wymyślę Ci nowe imię, od dziś będziesz dla mnie "Nikim". 

"Nie rozumiem jak można być tak nieczystym. Nie chodzi mi o bród czy o brak higieny, ale o nieczystość. (...) Jak można rzucać się z jęzorem na pierwszą przystojną napotkaną osobę? Nie można! I dlatego ja tak nie postępuję. Ludzie śmieją się ze mnie że tracę przez to rozrywkę i przyjemność, ale ja wierzę, że moja postawa zostanie mi wynagrodzona. I nie mam na myśli Boga, tylko ludzi. A właściwie to jednego człowieka. Człowieka na którego czekam, nie szukam Go ani On nie szuka mnie. Tylko czekamy na ten moment, na ten moment gdy Ziemia pod nogami Nam się rozstąpi a w brzuchu fruwać będą motyle, pszczoły i inne ptaszyska. I nie liczy się płeć, liczy się miłość. Jak się w końcu zakochasz, to będziesz wiedział o czym mówię i ja tego też w końcu się tak naprawdę dowiem. Czekam i wiem, że to ma sens..
You may say I'm a dreamer, but I'm not the only one."

When I read this today, I felt a painful sting inside of me. It must be a joke. Seriously, it must be a joke! Where's my love? Where's the love of my life? Where is he..?! How could you say something like this? You: a nice, lovable blue-eyed boy. I have never waited for you and I think I'll never be. I feel bad. For the first time this month, when I began living normally. 

środa, 16 października 2013

Funkcjonowanie i rachunkowość w bajkach braci Grimm.

To jest tak, że nagle człowiek ląduje w wymarzonym przez siebie świecie, gdzie wszystko jest takie jakie być powinno. I upadek ów, na twardą, niepraną, zakurzoną wykładzinę z chmur jest jednym z najpiękniejszych chwil w życiu. Bo lądując niezdarnie otrzepałem się z kurzu, z mojej ciągnącej się za mną przeszłości i stanąłem pośród ludzi, którzy są tacy jak ja, a jednak zupełnie inni. Którzy z tego nieustającego rytmu są w stanie wyciągnąć rzeczy o których żaden inny by nie pomyślał. I tak jest z każdym z nas.
I tak jest z każdym z nas.
Upadek przez warstwę dymu papierosów, oparów alkoholu, które da się wyczuć. Upadek wzwyż. 
Świat mój jest piękny, nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Świat, który ja sam tworzę wchodząc w świat i przestrzeń innych ludzi. Czerpiąc od nich, łapiąc się każdej możliwej chwili, aby móc się czegoś dowiedzieć, posłuchać, zapytać. I nie chodzi tu o ludzi, którzy są ode mnie w jakikolwiek sposób starsi- chodzi też o tych, którzy razem ze mną tą drogą podążają i dzielą się sobą i swoim wnętrzem we własnej muzyce. Zamykając oczy i stwarzając niepojęte harmonie. To jest jazz. To jest dla mnie jazz. To dla mnie temat wciąż otwarty, tak płynny, tak eteryczny- nigdy stały. Zawsze nieprzewidywalny, odrzucający wszelką schematyczność. To jak z tymi literami, wyrazami i zdaniami- wychodząc z wejścia w świat schodzimy ( a może wchodzimy?) po schodach nazwanych przez kogoś mądrego muzyką.
Zawsze zastanawiałem się jak opowiedzieć to co tam gdzieś głęboko siedzi, przez nikogo nieodkryte, nienaruszone. A teraz mam szansę dzielić się tym z ludźmi, którzy mimo innego języka potrafią to przyjąć i cieszyć się tym razem ze mną. To uczucie niepowtarzalne i najpiękniejsze. Wypadałoby komuś za to podziękować, więc temu komuś dziękuję.


czwartek, 19 września 2013

Zaskakując rzeczywistość


Rzeczywiście zaskakujące  to  życie. Życie  to zaskakująca rzeczywistość. Tak bardzo niepojęcie jest w miesiącu wrześniu. To jak marzec, choć aura zupełnie inna. Masz jedno- drugiego zaczyna brakować. Pojawiło się drugie i kiedy zaczynasz się tym cieszyć- znika pierwsze. W międzyczasie mija cię trzecie, za nogę zdążyłeś chwycić czwarte ale się wyślizgnęło. Piąte masz już w marzeniach, ale czy one się spełnią? Wymagasz za dużo. Masz wszystko, czego chciałeś. Potrzeba Ci więcej? Być może, ale nauczmy się żyć codziennością. Sami ze sobą. Sami... 


wtorek, 10 września 2013

Sznyty na gałęziach

Przelewam krew przez dzisiejszą szarość nieba.
Rozlewam ją w powietrza cząstkach
Pasujemy do siebie, ona i ja.
Uskrzydleni.
Owiani tą mgłą chłodną, ona i ja.
Zespoleni, nienamacalni, rozwiani.
Jak oddechu łkanie
Ona- krew jak sadza czarna
Ja- ...
Przetaczamy się.
Pędem! Rykiem!
wśród niewinnych stad.
W grząskich myślach
W ciężkich słowach
Odbijając dno od dna
Fruniemy szeptem
Szpecąc łąk zieleń.
Ziemi odbierając zapach.
Ona i ja.
Piękność, zapach skał.
Smak metalu.
Gwóźdź wbijając w krtań.


________________
...et quod vis fac..?


piątek, 6 września 2013

Podróże pod prąd.

"Ty jesteś jednym, a ja drugim końcem- daleko nam do siebie strasznie".


Siedzę, nie przerywając ciszy żadnym dźwiękiem, czując tam w środku, że nic i nikt nie jest w stanie wyrwać mnie z tej wewnętrznej agonii w której wrzeszczy strach i ból rozrywając mi serce. Czy moje uczucia są moim męczeństwem..? Powziąłem w końcu decyzję by zmienić swoje życie, by wyrwać się z niepokoju, wszechogarniającego strachu. Chciałem zrobić to sam, naprawdę chciałem, lecz pojawiło się w moim życiu kilka osób, które o tym nie wiedziały. Znów wszystko spełzło na niczym...


Drogi M. 
Chyba nie myślałeś, że to wyjdzie. Chyba nie myślałeś, że będzie nam dane w ogóle się poznać... Jest taki moment gdy dwoje ludzi wie, że wszystko pozbawione jest sensu. I nic nie potrafi przełamać tej bariery. Nic nie jest w stanie zburzyć tego muru. Ja to wiedziałem od początku, Ty chyba nie zdawałeś sobie z tego sprawy. To nie tak, że nabrałem do Ciebie dystansu- po prostu czułem, że dzieli nas zbyt wiele. Czasami jest tak, że zderzą się ze sobą dwa światy, które są tak różne, że nie mogą znaleźć nawet wspólnego języka. Nie potrafią zamienić wspólnie słowa. Przeciwieństwa się przyciągają..? Czy naprawdę w to wierzysz? Wiem, że karmiliśmy się ułudą. Ty chyba też zdawałeś sobie z tego sprawę. To taka powszechna zabawa- mówienie o przyszłości, łechtanie świadomości. Polubiłeś we mnie coś, co raczej nie istnieje, co wymyśliłeś sobie sam i pozwoliłeś by kwitło do czasu gdy otworzyły Ci się oczy. Nie manipulowałem Tobą, chciałem być poznał mnie takiego jakim jestem naprawdę. Ta strategia też okazała się błędną. Nigdy nie byłoby dane nam się poznać.


Zastanawiam się czy ja sam będę w stanie spojrzeć kiedyś w lustro i pomyśleć, że to ta chwila w której ze śmiałością mogę stwierdzić, że znam siebie na wylot. Nie będzie takiej chwili. Więc jak nie mógłbym oczekiwać, że poznam drugą osobę siebie do końca nie znając? To jest tak bardzo dalekie od rzeczywistości... Bardzo żałuję tego, że nie potrafiłeś mnie zrozumieć. Jesteś nie pierwszy i nie ostatni, a ja nie pierwszy i nie ostatni raz żałuję.

____________________________________________________________________________
"Raczej nie podajemy sobie rąk, raczej nie pokazujemy palcem. Raczej mało obchodzimy się nawzajem."

piątek, 23 sierpnia 2013

Reborn

"Jest rzeczą równie rozsądną ukazać
jakiś rodzaj uwięzienia przez inny, 
jak ukazać coś, co istnieje rzeczywiście, 
przez coś innego, co nie istnieje."
                                       Daniel Defoe





Człowiek nie boi się uczuć nienazwanych.
To było przecież jasne, klarowne, czyste i przejrzyste, tak skromne i nieśmiałe, a przecież piękne. Niepewne, acz silne, mądre choć niezrozumiałe, nikłe, a przecież doskonale widoczne.
To działo się na Twoich i moich oczach, było istniejące, obecne i żywe, choć nie wywołało żadnej reakcji. Przecież wtedy powinna wybuchnąć wojna o pokój i niepokój, bitwy o marzenia, starcie z rzeczywistością, bój o niepodległość serc..?
Nie było burz, sztormów, wiatrów, wichrowych wzgórz, nic nie przeminęło z wiatrem.
Nie było pogody, pierzyn chmur, bryzy nad brzegiem morza o wschodzie słońca.
Człowiek boi się uczuć nazwanych.
Pamiętam jak dziś jak on powiedział "Kocham Cię". To też było jasne, klarowne i przejrzyste, jednak te dwa słowa, te dziewięć liter wywołały we mnie burzę, potok niezrozumienia, mętlik w głowie, absolutną negację rzeczywistości. Bo wiedziałem już wtedy, że on nic z tych słów nie rozumie. Że wystarczy mi poczekać kilka miesięcy i znów będę sam, bo miłość okazała się tak niesprawiedliwie ulotna. Tak okrutnie nieistniejąca. Miłość samolubna.
Człowiek nie boi się rzeczy nienazwanych.
Człowiek boi się rzeczy nazwanych.


____________________________________________________________________
Czas przeszły to najlepszy z czasów do opisywania teraźniejszości i przyszłości. Pozbawia złudzeń.


środa, 14 sierpnia 2013

For a lost little sheep.


Powiedz mi, co czujesz, gdy wszyscy idą spać.
Zamykają okna rozmów, uciekają ze świata ciekłokrystalicznych ekranów. Jak się wtedy czujesz?
Widzisz: dobranoc, snów słodkich, nocy spokojnej.
Czujesz: ...
To przecież prawda! Przyznaj, że tak naprawdę, gdy znika to zielone kółeczko zapadasz się w sobie! Bo nie chcesz by ono znikło! Chcesz by trwało i trwało i trwało!
Widzisz.
Czujesz.
Nie wszystko może być tak jak to sobie wymarzyliśmy, przecież to już powinieneś wiedzieć. Malutki z Ciebie człowieczek, to prawda. Malutki człowieczek musi radzić sobie z życiem, wiesz?
Nie ma to tamto.
Nie ma że boli.
Nikt nie przewidział, że będziesz aż taki niezaradny. To nic nie znaczy, że jesteś przy tym tak słodki... Ale dalej jesteś małą ciamajdą. Która sama nie znaczy nic.
Może po prostu nikt nie powiedział Ci wcześniej ile masz sam dla siebie znaczyć?
Widzisz, życie jest piękne.
Czujesz, życie jest tragiczne. Dla Ciebie zarówno w przyczynach jak i w skutkach.
Malutki człowieczku... Kochany z Ciebie człowieczek. Nikt Cię nie chce..? To dziwne. Przecież tyle owieczek w stadzie, jakaś musi być przeznaczona właśnie dla Ciebie!
...
Co..? Jesteś tą ostatnią nieparzystą..?


____________________________________________
Jestem jak miedź brzęcząca. Albo cymbał brzmiący.

Ryżowe obłoki

Wchodzimy na
wzniesienia
Szczyt uniesienia

Po drewnianej drabinie
Klapą w suficie
Wejściem na strych

W bezpieczne miejsce
Do raju pod złamaną dachówką

Tylko Ty i ja, wiesz?
W miejsce gdzie
jest ciepło
jest dobrze
niczego się nie boimy.

Jak wiele takich miejsc
ukrywasz przede mną kochany?
Jak wiele takich miejsc
Istnieje tylko w mojej głowie?

Chodzę tam z Tobą w nocy.
Oglądać spadające gwiazdy.
Śnić, kochać i marzyć.

Trwać z zamkniętymi oczyma
by nie uleciała chwila
gdy chwytasz mnie za rękę
A jej ciepło jest tak bliskie
jakby działo się naprawdę
jakby działo się naprawdę
jakby działo się naprawdę







niedziela, 11 sierpnia 2013

I'm breaking inside.


Straciliśmy uczucia..?
Ukłuło mnie tam dzisiaj. Tam, gdzie serce mieć powinienem. Ktoś wbił mi w ten przebrzydły narząd taką malutką szpilkę, tak delikatnie i powoli jak wybitny chirurg. Tylko kto? Kto trafił w punkt, którego zdawać by się mogło już od dawna nie miałem, a teraz ciągnę się przez świat z bólem serca?
Powinienem być szczęśliwy, że nie z bólem dupy.
Ból dupy można rozumieć dwojako.
Straciliśmy uczucia.
Nic nie boli, nie parzy, nie ziębi. Nie odczuwamy... Czy to przypadkiem nie lepiej? Czy nie powinniśmy cieszyć się z tego, że kiedy spotka nas w życiu kolejne rozczarowanie nie będziemy leżeć, łkając w poduszkę i zaciskając zęby? Nie powinniśmy cieszyć się z tego chłodu serca, który nie pozwoli nam uronić ani jednej łzy po rozstaniu? I w końcu: czy nie powinniśmy cieszyć się z faktu, że cokolwiek nas w życiu nie spotka zareagujemy odruchowo, racjonalnie i bez emocji?
Nie.
Dlaczego łatwiej płakać nam widząc rozstania, śmierci, dramaty rodzinne na szklanym ekranie? Dlaczego wtedy jest nam łatwiej okazywać te ukryte, schowane gdzieś głęboko uczucia?
Dlaczego ja zadaję tyle pytań?

Dziesięć pytań, zero odpowiedzi.
Życie wygrywa ze mną 10 : 0.

Boimy się okazywać emocje i uczucia.
Dlaczego się boimy?
Boimy się, ponieważ nie chcemy zostać odrzuceni?
Przecież to oczywiste, że jeśli powiem komuś, w kim skrycie podkochuję się od miesięcy, że żywię do niego coś więcej niż koleżeństwo czy przyjaźń to spojrzy na mnie jak na niepełnosprawnego umysłowo. Wariat - pomyśli sobie - to na pewno wariat.
Jeśli żyję z kimś bardzo blisko i powiem mu, że naprawdę i szczerze go nienawidzę to co zrobi?
Przykłady mnożą się w nieskończoność...
W życiu zostałem odrzucony już wiele razy, więc mam prawo się bać. Mam prawo nie ufać i nie pokładać nadziei. Ale dlaczego nie ufam też samemu sobie? Co sobie w życiu zrobiłem, że straciłem do siebie zaufanie? Wierzę w życie po śmierci, spokój po burzy, wodę po goleniu. Ufam... Zaczynają się schody. Nie będę próbował wchodzić teraz na górę.

Czy naprawdę na wszystkie nurtujące mnie pytania odpowiedzią jest miłość?
Czy może odpowiedzią jest wiara?
A może odpowiedź to kilka dni czy tygodni w roku, gdy kuląc się pod kocem wylewamy łzy, ślinimy się jak pies ze wścieklizną, a mięśnie wykrzywiają nam twarz pozwalając ustom w skowycie śpiewać niekończącą się litanię porażek i niespełnionych marzeń?


____________________________________________
Nawet gdy ktoś przy swej prawdzie zostać chce,
Czemu pięknie nie umiemy różnić się?
Słowa ranią raz po raz,
Myśli ciążą niby głaz-
Tak niewiele i tak wiele dzieli nas...

wtorek, 6 sierpnia 2013

Wiatr przyjaciel wieje w twarz.

Ręce lekko drżą. 
Nogi odmawiają posłuszeństwa. 
Szedłem wzdłuż ulicy dawno już nie remontowanych kamienic. Obdrapane mury, farba odpadająca od okien, osmalone parapety. Mijałem ślady po węglu na brudnych chodnikach, grupki pijanych mężczyzn, kobiety z przestrachem w oczach, którym nie towarzyszyły śmiejące się dzieci. Zaczęła się noc. Jedna z tych ciemniejszych jakie dane mi było już przeżyć. Była w niej jakaś zagadka, tajemnica, której nie można było rozwikłać. Powietrze było gęste, mrok ogarniał podwórza, ulice, twarze przypadkowych przechodniów. Wszedłem w jedną z obdrapanych bram, która zdawać by się mogło zapraszała otwartymi ciemnozielonymi, zakurzonymi drzwiami. Pod nogami czmychnął kot, w powietrzu unosił się ostry zapach moczu i wymiocin. Zapaliłem papierosa.
Pomiędzy popękanymi płytami leżały niedopałki papierosów i łupiny słonecznika, leżały przewrócone puste butelki po tanich winach. Tutaj było pusto. Zarzygana oaza spokoju. 
Wiatr przewracał się nad dachami unosząc między ulicami tumany kurzu. Zapach miasta, zapach zapomnianych domostw, zwietrzałego alkoholu i dymu papierosa. 
Migoczące cienie rzucane z okna kamienicy na trzecim piętrze i żar papierosa były jedynymi zauważalnymi punktami, kiedy obok mnie pojawił się znikąd drugi papieros.
 - Dobry wieczór Panu. - jego tubalny lecz mimo wszystko ciepły głos rozbił się pomiędzy ścianami.
 - Dobry wieczór. Ciężką mamy dzisiaj noc... - odparłem mimochodem, przeciągając ostatnie zdanie. 
Milczał. Palił w tej namiętnej ciszy papierosa, nie przestępując nawet z nogi na nogę. Jego obecność uświadamiał mi tylko żar papierosa, który wkrótce potem zniknął.
 - Dobranoc. Życzę Panu spokojnej nocy. - i już go nie było. Usłyszałem jedynie szelest jego płaszcza i głuchy odgłos kroków. 
Kim był? Być może cieniem, jednym z wielu włóczących się po tym mieście. Być może zgubionym we własnych myślach człowiekiem tak jak ja szukającym azylu i wytchnienia. Czy natrafiliśmy na siebie przypadkiem..? Czy może kiedyś, gdzieś, w którejś z tych paskudnych bram spotkamy się znów? Tacy sami czy tak różni od siebie..? Odmienieni? 
Czekać..? 

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Plecione dywany.

Zmęczeni, zmachani, zepsuci, wymięci
Staramy się tak, że nie starcza nam chęci.

Chwila po północy.
W myślach zabieganych staram się przekroczyć
Sen zmyty z powiek
Spać winien człowiek
Ja zasnąć nie mogę -
Może nie jestem człowiekiem?

Coś na sen trzeba kupić
W dzień nie mogę się skupić
Ciebie na sen chciałbym tu mieć
Mówiłeś: wystarczy chcieć.

Pół do pierwszej w nocy
Nieboże, niemocy...
Uratuj mnie z opresji
Wybaw mnie z depresji
Aniele mój! Ty przy mnie stój!
Bo już nie mogę!
Bo czuję trwogę!
Bo męczy mnie wszytko
bo męczy to mnie
daj wytchnienie
daj wytchnienie

Przynieś sen, bo ciężko spać.
Trzeba było w karty grać.
Trzeba narkotyki ćpać.

Jezu, mój Boże, pomocy
Nie zasnę tej nocy
Proszę Cię...
Do snu miły kołysz mnie.

Jutro będę dalej myślał
o sprawach jak woda bieżących

Jutro będę dalej myślał
o stworzeniach wszechmogących.
Czy ty jesteś wszechmogący?!

Ale teraz spokój daj...
Nie żartuj, Boże, bez jaj!

Chcę usnąć w końcu,
Chcę śnić o słońcu,
Chcę biegać po łąkach
Słyszeć śpiew skowronka,
Chcę, tak bardzo, chcę wiele!
Chcę spać!
Tu kurwa, tam mać!

Ale Boże, daj mi sen.
Zabierasz mi go kolejny już dzień.

Jeśli nie ty, to co?
jak nie ty to kto?
Wiem co.
Własna tabletek rodzina
Z szafki melatonina.

Mam leki! W Boga nie wierzę!
Wyśpię się jak dzikie zwierzę,
I zapadnę w sen zimowy
Bożkiem nie zaprzątnę głowy
Przecież teraz mam już spokój
Łóżko, pościel, piękny pokój,

Z tego morał:
I Bóg wychujać Cię może.
A teraz dobranoc, szczęść Boże!

PS.
Stary niedźwiedź mocno śpi.
I w jaskini ciemnej śni.
Stary niedźwiedź śpi mocno
Chrapanie jego wzrosło
On też nie wierzy w Boga,
Zerowa z tego trwoga.
On też w Boga nie wierzy
I śpi, bo mu się należy!

Lecz ja... Nie mogę zasnąć.
W oczach i w uszach jasność
Melatonina...
Kokaina...
Amfetamina...

Ja spać wciąż nie mogę,
We śnie zakładam togę
I sądzę miniony dzień
I... Nie wysypiam się.
Obmyślam rzeczy do zrobienia,
plany, myśli, marzenia,
Lecz chuj w dupę, ja chcę spać!
Ja pierdolę, kurwa mać!

Dobranoc
Pchły na noc
Karaluchy i robale...
Niech ci wejdą w ciasną szparę.




sobota, 3 sierpnia 2013

Homohedonizm.

Stoję, by nie paść na kolana,
Na Ciebie, ziemio kochana!
Stoję twardo- tak jak kłoda,
By nie zrobić jemu loda.

Klęczę, by się nie położyć,
Na łóżku nóg nie rozłożyć.
Klęczę twardo, jak na grochu
Podgryzając go po trochu.

Leżę, by nie odfrunąć,
Z rozkoszy się nie osunąć.
Leżę sztywny aż po palce
Rozjebany na wersalce.

Siedzę, by tylko nie wstać
Targając się myślą zbereźną
Trzeba było tyle nie chlać,
I pierdolić się na trzeźwo.


____________________________________________
Kobiety! Penetrujcie swe dusze wibratorem realizmu!

Cykl-podnieta.

Zaufanie -
Występek godny człowieka.
Trzeci spośród siedmiu grzechów bocznych.
Kusi ni mniej ni więcej jak dziwka z wywaloną piersią.

Kochanie -
Przecież wiesz, że zgrzeszymy.
Będziemy grać w tę grę.
Bawić się jak z dziwką.

Czekanie -
Być może jesteś cierpliwy.
Gramy też w to, żebyś czekał.
Bardziej niż ty
podnieca mnie
na ciebie czekanie
Pojawisz się, czy nie?

Znikanie -
. . .

czwartek, 1 sierpnia 2013

Letter.

Dear Anybody.

Dlaczego my, ludzie, ciągle na coś czekamy..? Dlaczego traktujemy życie tak, jakbyśmy mieli dostać kolejne, lepsze? Jak to jest mieć w życiu wszystko i nie czekać na nic? Jak to jest na nic w życiu nie czekać..?
Czy czekam teraz na Ciebie..? Czekam... Już od tygodni, lat, miesięcy. Czekam na Ciebie jedynego. Na jedno dobre słowo, na gest, na cokolwiek, co pozwoliłoby mi na spokojny sen. Wiem, że jeszcze zbyt mało wody upłynęło, ale czy przypadkiem nie wylało się zbyt wiele łez? Myślałem o Tobie przez cały dzień. Nie dają mi te myśli spokoju. Bieg. Gonitwa. Wyścig. Tylko do czego?

Wiem, że nie dostanę drugiego życia. Innego, lepszego. Mam tylko to jedno, a jego południe mija bezpowrotnie. Przecież już nigdy nie będę miał tylu lat, co teraz. Z każdą sekundą jestem coraz starszy, coraz bardziej dorosły, z pewnością bardziej doświadczony, lecz nie wiem, czy mądrzejszy. I na czym w ogóle ta mądrość miałaby polegać... Fakt, że mamy tylko jedno życie powinien mobilizować do działania. Czy to nie jest wystarczający argument na to by podnieść się i powiedzieć "dziękuję"? Jeśli ma spotkać nas coś lepszego na tym świecie, to tylko śmierć.
Ale skoro żyję, to chcę to życie przeżyć. Z miłością. Ze szczęściem. Ze spokojem.

Czekasz na coś..? Czekasz na kogoś..? Czy jesteś w życiu szczęśliwy i masz wszystko czego pragnąłeś..?
Kim jesteś? Chciałbym, byś spojrzał na niego moimi oczami. Zobaczył co mnie męczy, nurtuje, co sprawia, że nie mogę spać, co wyciska ze mnie łzy. Chciałbym, żebyś zrozumiał do czego ja w życiu dążę, co chciałbym osiągnąć. Chciałbym żebyś zobaczył wreszcie ile porażek muszę znosić.
Czy czekasz na mnie..? Czy w życiu jesteśmy zdolni pokochać określoną ilość razy..?
Nie wiem. Nie wiem już nic. A wątpliwości drążą w mojej duszy dziurę, której nie będzie się dało załatać.
Czy będziesz mnie kochać..? A jeśli tak, to... Czym dla Ciebie jest miłość..?

Always yours,
Nobody.


__________________________________________________
lovelovelovelovelovelovelovelovelovelovelovelovelovelovelove
chujchujchujchujchujchujchujchujchujchujchujchujchujchuj

wtorek, 30 lipca 2013

Rozwiązłość.

Wstążka. Czerwona.
Do związywania kwiatów.

Uścisk dłoni. Silny. 
Do zawiązywania umów. 

Obrączka. Złota.
Do związywania ludzi.

Uśmiech. Szeroki. 
Do nawiązywania kontaktów.

Sznurówka. Kolorowa.
Do zawiązywania bucików. 

Karabin. Maszynowy. 
Do rozwiązywania problemów. 

_____________
Can I help you?

poniedziałek, 29 lipca 2013

What do you need, honey?

All you need is love.
All you want is sex..?
All you have is porn..?

Świat ubożeje. 
Wszystko upraszczamy jak wyrażenia algebraiczne. 
Nic nie może być choć trochę skomplikowane, nic nie może być nierozwiązywalne, nie ma przecież drugiego dna, a wymiarów mamy nieskończoność, ale myślmy tylko o czterech. Czterowymiarowe kontinuum czasoprzestrzenne. Logika. 

Wszystko jest skomplikowane.
Wiele spraw jest nierozwiązywalnych. 
Den jest osiemdziesiąt kilka. 
Wymiary są niepoliczalne. 
A świat dalej ubożeje.

Pachnące papierowe książki zamieniamy na audiobooki.
Rodzinne obiady na wizytę w Mc'Donalds'ie. 
Dziecko na psa lub kota.

Małżeństwo jest kontraktem.
Miłość seksem.
Świat ubożeje.

Czy to nie jest malkontenctwo?
Bo chcieć wcale nie znaczy móc?
Może prawdą jest, że za dużo wymagamy od świata sami za mało z siebie dając. Być może każdy z nas powinien zasiać w sobie to ziarenko utylitaryzmu, ziarenko zaufania i dodać do tego iskrę nadziei. Tylko czy to nie wybuchnie? 
Można postawić milion znaków zapytania, lecz to nie pomoże w szukaniu odpowiedzi.
Można postawić kropkę, lecz to i tak nie będzie koniec.
Można też użyć wykrzyknika, ale czy nie będzie on niemy?

_____________________________________________________________
Wielu na świecie hipokrytów, którzy ślepo wierzą we własną nieomylność. 


wtorek, 23 lipca 2013

Mosiężny.

Nie mogłem jednak zasnąć. Przewracałem się z boku na bok starając się choć na chwilę pogrążyć w marzeniach, odpłynąć choć na moment, zmrużyć oczy...  Nic. Usiadłem więc ciałem pogrążonym w mroku, otrząsnąłem się z sennego pyłu i wyszedłem w zimną, księżycową noc.
Silnik samochodu, cichy szept radia i szelest klimatyzacji nie kołysały do snu. Te dźwięki były jak tykanie zegara, który mówił, że wioski i miasta śpią, a droga jest pusta. Księżyc świecił nisko nad horyzontem; mosiężna majestatyczna kula, której jedynym przeznaczeniem było odbijanie blasku słońca. Próżny.
Ciężarówka wspinała się ciężko pod górę, droga kręta jak żmija wiła się pomiędzy ścianami ciemnego, sosnowego lasu. Opuściłem szybę i wychyliłem głowę za okno. Chłód uderzył w twarz, uderzyła też woń nocy, lasu i rosy. Uderzał zapach ciszy.
Zimno.
Zdjąłem buty, przysunąłem fotel jeszcze bliżej szyby i wpatrywałem się w drogę oświetlaną reflektorami. Świat przesuwał się pod nami a my przesuwaliśmy się ponad światem. Na zachód. W stronę próżnego księżyca.
Byłoby kłamstwem, gdybym nie szukał w tym niczego. Szukałem ucieczki, natchnienia i nadziei.

niedziela, 21 lipca 2013

Niebieskością rozszarpuję chmury.

Byłem tam dzisiaj.
Kilkadziesiąt niebieskich metrów nad poszarzałą ziemią upstrzoną pomarańczowymi punkcikami latarni. Ten widok zapierał dech w piersiach zmęczonych codziennością. Ten widok pozwolił na wdech świeżego powietrza.
Żar papierosa był tak podobny do tych światełek.
Na horyzoncie dziewiętnaście wież migoczących czerwonymi, ledwo dostrzegalnymi punktami. Każda z nich była innym miejscem na ziemi, innym czasem, inną porą roku. Wszystkie z nich zapalały się i gasły w różnych odstępach czasu. Wszystkie z nich odmierzały czas pojedynczymi błyskami.
Nie wiem ile pięter schodziłem potem po zakurzonych schodach. To były śmieszne schody. Takie... Ułożone spiralą wokół windy. Czemu nią nie pojechałem..?
Potem w ciemnościach, jak kot błądząc, po omacku schodziłem na dół. Te schody były przeźroczyste. Zrobione z takich metalowych siatek tak, że było widać wszystko na dole i wszystko na górze.
Ciemność była uzasadniona- przecież mnie tam w ogóle nie było! Nikt nie mógł się dowiedzieć, że tam byłem. Wszystko było uśpione, drzemało, by przebudzić się nad ranem.
Księżyc był pełnią.
Kim w tym wszystkim byłem ja..?

Akordeon rzucony w kąt.
Ja, spadający z tych kilkudziesięciu metrów na poszarzałą ziemię. Betonową rzeczywistość.
Czemu tak... nie wzbić się wzwyż i do gwiazd jak ćma pofrunąć?
____________
(2Pw1Wh/1Ps)

poniedziałek, 15 lipca 2013

Polemika z księżycem.




Chyba muszę bardziej doceniać te piękne drobiazgi w moim życiu. 

Ile śmiechu dzisiaj było przy lepieniu pierogów z jagodami! Fioletowa buzia, zęby i język, wszystko w mące, a potem ten przysmak ze śmietaną i cukrem. Nazbieraliśmy ich za dużo, więc będzie można jeszcze zrobić mleczny koktajl, koniecznie ze słomką i w takim wysokim pucharku, pójść na podwórko i siedząc na słońcu cieszyć się z tego, że ma się tak wiele.
Patrzę przez okno. Gołębie tak zabawnie krążą nad dachami znacząc w powietrzu ósemki. Jakieś dziecko jedzie za dużym dla siebie rowerem. Wiatr muska liście drzew i sprawia, że tak pięknie falują a słońce odbija się od szyb i czerwonych dachów. Po niebie suną białe pierzyny chmur, które wyglądają przecież jak misie, samoloty, krokodyle, serduszka i żabki...
Koktajl jagodowy ma taki intensywnie fioletowy kolor. Taki... fioletowo-fioletowy.

I przecież to nic, że porażki. Nic, że kłótnie. Nic, że nie wiem co zrobić dalej.

Przecież jest symfonia Haydn'a, świeżo przystrzyżona, intensywnie zielona trawa, jagody i słońce. To na tym polega szczęście, prawda..? 

sobota, 13 lipca 2013

We are just lost souls.

Drogi O***.
...

Jesteśmy zagubionymi duszami..? Nie. My straciliśmy dusze. Razem ze mną dusze straciły miliony istnień. Ani jedna łza nie spłynęła po niczyim policzku z tego powodu. Nie z tego powodu. To niewyobrażalne, a jednak to prawda.
Tak, w życiu należy dążyć do samospełnienia i do bycia szczęśliwym. W życiu należy dążyć do znalezienia miłości. Do wszystkiego co dobre należy w życiu dążyć. Nie osądzam Cię, więc zastanawiam się co skłoniło Ciebie do oceny mojego postępowania. Twoim zdaniem jestem moralnie zdegenerowany. Jestem dekadentem moralności. Nie będę zaprzeczać i porównywać się do innych. Być może tak właśnie jest, lecz czy to nie jest subiektywne, względne..? Po czym możemy dokonać osądu, że jest się "nieczystym"..?
Tak, jesteś marzycielem. Smuci mnie fakt, że też kiedyś taki byłem i że ten czas obrócił się w proch, zaginął bezpowrotnie. Mam świadomość, że to wszystko minęło i z pewnością nigdy już nie wróci. Czy to dobrze..? Czy to źle..? A może nie powinno się tego w ogóle oceniać..?
...

Marzenia są rzeczą najpiękniejszą i najgroźniejszą jednocześnie. Są naszym największym skarbem, największą bronią i największą porażką. Życie nie jest ani lepsze ani gorsze od naszych marzeń. Jest tylko zupełnie inne.
Tylko czy zawsze możemy wierzyć w to, że marzenia się spełnią..? I co jeśli cały czas czekamy i nic się nie dzieje..? Co jeśli czekamy i dalej nic..? Czy nie warto ruszyć z miejsca i wyjść im naprzeciw..? Wyjść naprzeciw sobie? Podobno są po to, żeby je spełniać, nie po to, żeby je mieć. Dlaczego więc nie spełniasz swoich marzeń tylko bezczynnie czekasz aż ktoś poda Ci wszystko na tacy..? I czemu w to naiwnie wierzysz..?
Twoja wiara jest piękna. Życie jest inne. 
...

Nie uważam siebie za człowieka ograniczonego czy bezmyślnego. Nie wiem też jak można "rzucać się z jęzorem na pierwszą przystojną napotkaną ( dodajmy: przypadkowo) osobę"..? Otóż moim zdaniem nie można. I dlatego tego nie robię. 
...

Nie wiem dlaczego traktuję to tak bardzo osobiście, może nie powinienem..?
A może jestem na tyle naiwny, żeby uznać, że te słowa były kierowane do mnie..?
Być może jestem aż tak wścibski i szczery, żeby się wtrącić i odpowiedzieć..?
...

Nie powinniśmy robić w życiu wielu rzeczy. A jednak je czynimy..? Czy może z miłości..? 


__________________________________
We accept the love we think we deserve. 

Ściana płaczu.

Tabletki już nie działają. Ostatnio podjęły ostatnią próbę wpływu na produkcję serotoniny w moim organizmie, teraz już czuję, że się poddały. 

Znów przeżywam osobisty koniec świata. 
Pozbawiony resztek nadziei siedzę godzinami zamknięty w pokoju, rozmyślając nad tym wszystkim co mi jeszcze w życiu zostało a co przemknęło jak piasek przez palce. Zastanawiam się coraz poważniej nad wyjazdem z kraju, bo tutaj czuję się po prostu coraz bardziej obco. Ale czy w granicach innego będzie mi lepiej..? Czy odnajdę się tam..? Tutaj nie mogę liczyć na realizację moich marzeń, jak więc mogę liczyć, że spełnią się one za granicą tej wszechogarniającej szarości..? Pamiętam jak dziś dzień, w którym przyleciałem do Polski z Niemiec. Wyleciałem stamtąd w pełnym słońcu, mając poczucie wewnętrznego spokoju, odprężenia. Czując, że wszystko jest tak jak być powinno. Lądując we własnej ojczyźnie czułem się nieswojo. Czułem się tak, jakbym wrócił z przymusu, bo coś trzeba tu jeszcze załatwić, ale już niedługo znów będzie można wzbić się w przestworza... Zachód dalej przyciąga. Co chwilę słyszę o kimś, kto wyjechał, kto spalił za sobą mosty i wyruszył w drogę po nowe życie. Nowe- ale czy na pewno lepsze..? 
Jest mi obojętne, gdzie będę żyć, chciałbym tylko, żeby spełniły się moje marzenia - cóż za próżniactwo. Przecież każdy tego chce! Czyż nie jestem jeszcze dzieckiem..? Które uważa, że powie zdanie i tak musi być, bo przecież ono tak powiedziało..? 

Ale tak naprawdę jakie są moje marzenia..? 
Chciałbym wyjąć z pożółkłej, zniszczonej latami koperty czarną jak smoła, winylową płytę na której widniałby napis: "Paul Desmond with strings", położyć ją na talerzu gramofonu, a potem usiąść w masywnym drewnianym fotelu przy nikłym blasku świec i słuchać, popijając z wielkiego kubka mocną marcepanową herbatę. I mieć wtedy poczucie, że tylko tym mogę się teraz zajmować. I nic więcej mnie nie obchodzi. Mieć wrażenie, że to właśnie jest mój Przeinny Świat. 

Czy to jest wyjście..? Może faktycznie uciec od tego wszystkiego, od przyjaciół, od brudu, od rodziny, od szarości, od problemów? Uciec od sinej, zapuchniętej Polski. Od kraju tego gdzie kruszynę chleba..? 

A może uciec od życia? Skoro tabletki już nie działają, może trzeba wziąć całe pudełko na raz..? 

________________________________________
Zbankrutował mi dzisiaj cały świat. 
Już wiem jak się traci na giełdzie rozpaczy. 

czwartek, 11 lipca 2013

Litania Polska do Najświętszej Maryi Panny.

Kyrie elejson, Chryste elejson, Kyrie elejson.
Chryste, usłysz nas, Chryste, wysłuchaj nas.
Ojcze z nieba, Boże, - zmiłuj się nad nami.
Synu, Odkupicielu świata, Boże, - zmiłuj się nad nami.
Duchu Święty, Boże,- zmiłuj się nad nami.
Święta Trójco, Jedyny Boże,- zmiłuj się nad nami.
Matko Polaków - módl się za nami. 
Matko Myśli Dręczących - módl się za nami. 
Matko Żebraków Cuchnących - módl się za nami. 
Matko Nie Śpiących Po Północy - módl się za nami. 
Matko Nieprzespanych Nocy - módl się za nami.
Matko Istnień Rozdeptanych - módl się za nami.
Matko Ludzi Załamanych - módl się za nami.
Matko Morderców - módl się za nami.
Matko Straceńców - módl się za nami.
Matko Dręczycieli - módl się za nami.
Matko Gwałcicieli - módl się za nami.
Matko Złodziei - módl się za nami.
Matko Złudnej Nadziei - módl się za nami.
Matko Ludzi Wierzących - módl się za nami.
Matko Ufających - módl się za nami.
Matko Umierających - módl się za nami.
Matko Spać Nie Mogących - módl się za nami.
Matko Grabarzów - módl się za nami.
Matko Płonących Ołtarzów - módl się za nami.
Matko Mężów Zdradzających - módl się za nami.
Matko Żon Ufających - módl się za nami.
Matko Ojców Pijących - módl się za nami.
Matko Dzieci Płaczących - módl się za nami.
Matko Na Śmierć Idących - módl się za nami.
Matko Konających - módl się za nami.
Matko Rodaków - módl się za nami.
Matko Polaków - módl się za nami.
Ty, który być może tam jesteś, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam, Panie.
Ty, który być może istniejesz, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas, Panie.
Ty, w którego nie wierzę, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.
Amen.

środa, 10 lipca 2013

Cóż zrobić, kiedy nie można zrobić nic..?

Poddaję się.
...
Czuję, że mimo wszystkiego co robię, mimo moich wielkich zamierzeń, starań i ambicji, mimo moich marzeń- nie mam nic. I na dodatek tracę siebie. Nie ma chyba osoby na tej ziemi, która mogłaby powiedzieć słowo, żebym poczuł się choć trochę lepiej.
Spadając tak w dół zastanawiam się co jeszcze złego przytrafi mi się niedługo i czy mogę to przerwać..?
Może spalić mosty, uciec, jak najdalej, jak najszybciej, dokądkolwiek, gdziekolwiek..?
Na koncie zostało mi 8 złotych i 11 groszy. Nie przeżyję nawet dnia. Więc może...
Może podciąć sobie żyły, otruć się, powiesić, wpaść pod samochód..?
Poddaję się.
Życie doświadcza mnie za bardzo, za bardzo już od wielu lat. A przecież nikomu nic złego nie zrobiłem. Przecież zawsze starałem się żyć jakoś normalnie, poprawnie, ba, nawet moralnie.
Na co..? Po co..?
Dlaczego..?
...
Gdy to przeczytałem, wybiegłem z domu. Wziąłem rower i uciekałem, jak najdalej, na tyle na ile pozwoliły mi załzawione oczy. Jego telefon był wyłączony, nie miałem do kogo zadzwonić. Padłem na miękką, wilgotną ziemię lasu. Nie liczyło się już nic.
Wracając już usłyszałem z daleka jadącą za mną ciężarówkę. Tak, chciałem skręcić, by pod nią wpaść. Zastanawiałem się nad tym przez ten kilometr kiedy się zbliżała. Nie zrobiłem tego. Jestem tchórzem.
...
Poddaję się.

czwartek, 4 lipca 2013

Autodestrukcja.

Gdyby Ciebie nie było nie pokłóciłbym się z Tobą.
Gdyby nie ludzie, którzy nas otaczają nie odczuwalibyśmy niczego prócz jednostajności i ciągłości. Żadnych uczuć pozytywnych i negatywnych- samo trwanie. W czasie i przestrzeni.
Z tej jednostajności nie wypływałaby rutyna. Nic by z tej jednostajności nie wypływało.
Czy takie życie nie byłoby lepsze..?

Gdyby Ciebie nie było najprawdopodobniej nie byłoby też mnie.
Choć gdyby nie ludzie, którzy mnie otaczają może trwałbym dalej..? Przecież to nie my sami sprawiamy, że czujemy się jak ścierwo. Człowiek sam z siebie nigdy nie doprowadziłby się do stanu, w którym boi się spojrzeć w lustro.
To ludzie.

Gdyby mnie nie było świat grałby dalej w swoją dziwną grę.
Nikt nie odczuwałby mojego braku.
Nieistnienia.

Ale to wszystko przeszłość.
Cóż by się stało, gdybym zniknął teraz..?




___________________________
Siedem ekskrementów świętych.

Niewiarygodność.

Dear nobody,
Wszystko co mnie otacza zdaje się być ze mną ale  przeciwko mnie.
Nic nie jest w porządku. Życie się toczy, wszystko jest tak jak być powinno a jednak coś jest źle. Tabletki dają to uczucie. "Wszystko jest tak jak być powinno P. Przedstawiamy Ci przepięknie fałszywy obraz świata...". Złamał się ząb w trybiku machiny, którą nazywają życie. Chyba nie da się tego naprawić. Trzeba zepsutą część wymienić, pozbyć się jej i to jak najprędzej, żeby nie popsuła więcej niż samą siebie. Tylko powiedz mi mój drogi, jak się wymienia życie..?
Nie ma sklepów z przyjaciółmi więc nie ma też sklepów z bajkowym życiem.
Brakuje mi teraz samotności. Dlaczego..? Być może dlatego, że życie nie może być zbyt piękne. Za dużo szczęścia  sprawia, że przestajemy odczuwać to co nas boli. A przecież to, że boli sprawia, że wiemy o swoim istnieniu. Jeśli boli, to wiesz, że żyjesz.
Lewitacja na skraju istnienia.
Oniryzm szczęścia, wyśnione miłości.
Za dużo ostatnio śpię. To sprawia, że mam poczucie winy, że nic nie robię. I choć chciałbym coś robić, to nie wiem co. Chciałbym uciec. Nie mam pieniędzy. Brak monet i banknotów jest dotkliwym brakiem, jeśli jest Ci źle tam gdzie jesteś i zamierzasz uciec. Miejsc do których można uciec jest wiele. Środków nie ma żadnych. Być może dlatego tyle śpię.
Dzisiaj w jednym ze snów uciekałem pociągiem szóstej klasy.
Mam już wieczne pióro z szmaragdowozielonym atramentem.
Tylko do kogo pisać listy..?
Czuję to potworne kłucie w sercu.
Czy Ty też czujesz, że coś jest nie tak..?


poniedziałek, 17 czerwca 2013

Przerwa techniczna

Dear nobody. 
Let's get off our fannies, roll up our sleeves and get to work, passionately, in creating an almost perfect world.
Cross your fingers please.  
Wsiadam w pociąg nad ranem by podążać za tym, czego jeszcze nie udało mi się zdobyć. Jestem przestraszony, ale czuję podniecenie. Boję się, ale mam nadzieję. 

Niestety brak mi pewności siebie. 

Ten, którego obecność będzie mi niezbędna woli przejmować się sobą i własnym losem. Czy to aby nie zdrowe podejście do życia..?
W swoim zamknięciu i nieufności jestem tak bardzo zależny od innych ludzi, że staje się to życiowym paradoksem. 
Let's get off our fannies, roll up our sleeves and get to work, passionately, in creating an almost perfect world. 
Almost perfect world. 

niedziela, 16 czerwca 2013

Introspekcja_1

Wcale nie chodzi o to, że jestem zbyt otwarty, zbyt szczery, zbyt ekstrawertyczny.
Wszystko nieprawda.
Vanitas omnia.
Maszyny. Ekonomia.
Wcale nie chodzi o to, że jestem zbyt zamknięty, nieufny, introwertyczny.
No dobrze... Tak naprawdę to chyba chodzi o to.
Nigdy nie chciałem ufać ludziom. Nie ze względu na to, że nie zasługują na zaufanie, choć to może też nie jest głupia teza, ale ze względu na to, że po prostu bałem się zawodu. To, że jestem zamknięty jest naturalną tarczą przed szykanami i pluciem mi w twarz. Introwertyzmu i tak nikt nie zrozumie i stwierdzi, że jestem tylko nieśmiały. Z tej tylko nieśmiałości robię się cały czerwony na twarzy gdy ktoś zapyta się mnie o to, która jest właśnie godzina. I to przecież nic wielkiego wyciągnąć z kieszeni telefon, jeśli się nie ma zegarka i odpowiedzieć przechodzącemu, że jest trzynasta minut trzydzieści cztery. Tyle że ja, wyciągając ten telefon boję się, że zrobię to zbyt pokracznie, ręka mi zadrży a telefon razem z tą godziną na wyświetlaczu wpadnie przez kratkę ściekową do kanalizacji. I był to dzień kiedy miałem czekać na ważny telefon z biura pośrednictwa pracy, a teraz jestem uziemiony i całkowicie bezradny.
Nawet jeśli trzymałbym pewnie ów urządzenie w rękach bałbym się, że przechodzień zobaczy, że na tapecie jest jakiś chłopak. A ja wtedy zrobię się wtedy jeszcze bardziej purpurowy na twarzy i wstąpi na mnie zimny pot.
Nawet jeśli przechodzień nie dojrzy tapety na moim telefonie, to znając mnie zaplącze mi się język i sepleniąc wyduszę z siebie, że jest tsynasta tsydziesci ctery.

Dlatego lubię noc. Noc tłumaczy i ukrywa wszystko. Nie widać przecież, że właśnie moje poliki zalały się rumieńcem, który nie należy do tych niewinnych i dziewczęcych. Nikt przecież w nocy nie będzie mnie pytał o godzinę a nawet jeśli zapyta to przecież seplenię, bo wracam z suto zakrapianego przyjęcia. Tapetę na jakiegoś chłopaka zmienili mi znajomi, żeby było weselej a w nocy żadnych ważnych telefonów się nie odbiera. Można pisać maile i dziesięć razy sprawdzić to co się napisało i czy na pewno jest to poprawne.
Lubię noc- słońce nie pali w twarz, burza jest piękniejsza, a deszczu i tak nie widać. Lubię noc bo wtedy większość ludzi śpi i nie ma ich tak dużo na ulicach miast.

Starałem się jakoś zmieniać siebie stopniowo...
Ale dalej lubię noc.

piątek, 14 czerwca 2013

Wehikuł niepamięci

Jego włosy opadały bezładnie na czoło.
Gładziłem jedwab ten miękkimi opuszkami palców. Przesuwałem dłonie po drogach żył, błądziłem w gęstwinie bladych włosów, czytałem z jego ciała milionem alfabetów.
Nasze ciała tonęły w mdłym blasku świec rzucających długie, niewyraźne cienie na ściany pokoju. W tym blasku błyszczały spocone jak wypolerowany mosiądz. Krople potu spływające porami skóry były niczym krople płynnego złota. W gęstym od namiętności powietrzu unosił się zapach pomarańczy i goździków. Zapach, który każdym porem skóry wnikał wgłąb, który wypełniał płuca słodkością i namiętnością. Zapach, który biegł żyłami mieszając się z wonią świeżej, gorącej krwi.
Muzyka sfer wypełniała jego i mnie. Wypełniała nas całych sobą wibrując nieskończenie w każdym fragmencie ciała. Muzyka sfer wypełniała przestrzeń, wydostawała się na zewnątrz szczelinami, otaczała świat dookoła, powracała do nas. Słyszalna tylko dla nas, najpiękniejsza, niezapisana przez nikogo muzyka.
To było jak zatrzymanie czasu- stanęły miniaturowe wskazówki w zegarkach ręcznych, stanęły też te olbrzymie przesuwające się ociężale po tarczy na kościelnej wieży. Ziemia przestała się kręcić, ludzie się zatrzymali, wszystko wokół zgasło, umarło, a nasze serca przetaczały krew za te miliony istnień.
My spragnieni siebie jak kropli wody w upalny dzień wypełnialiśmy tę ciszę milionem westchnień.
Opętani przez dzikie żądze splataliśmy ze sobą dłonie, wpijaliśmy zęby w wargi by spijać z soczystych ust miłość.
...

poniedziałek, 27 maja 2013

Hedonia

art. 278 § 1 k.k.

Społeczne zepsucie, moralną degrengoladę, dekadentyzm i hedonizm w trzech jego rodzajach uznawałem dotąd za namacalnie obecne, lecz mimo wszystko dalekie ode mnie. To było dotąd jak opowieści z dzieciństwa, że ktoś widział murzyna.
Rozczarowałem się. 

Autobus wyjechał z Polski.

Kilka dni temu widziałem rzeczy nieznośne dla mnie. Nieakceptowalne przez moje wnętrze i zewnętrze, ale jednak musiałem się temu poddać i zamknąć oczy. 
Powiedzieć, że nie widzę nic, że mnie to nic nie obchodzi. 
Chociaż tak naprawdę widziałem wszystko i obchodziło mnie to być może nawet bardziej niż powinno. 

Pozwalamy sobie na za dużo. Tym bardziej kosztem innych. 
Zadaję się ze złodziejami, ba! Sam w tym procederze uczestniczyłem, choć przecież niczego nie ukradłem. 
Asertywność, kultura, człowieczeństwo, moralność i wszystko co przecież takie ważne zostało za granicą Polski. Nie to, że jestem strażnikiem wartości i spaczonej jak na te czasy moralności. 
Po prostu wewnętrznie analizując te wszystkie zdarzenia, na które nie ma przecież wytłumaczenia, czuję się z tym osobiście źle. 

Autobus wrócił do Polski. Kilka rzeczy zmieniło w międzyczasie właściciela. 

Mogę mieć własne zdanie, wy możecie mieć je w dupie. 
Pozdrawiam akowców, doliniarzy i tycerów.

środa, 22 maja 2013

Niedosyt istnienia

Na czym opiera się życie? Czy na jednym z tych filarów które my sami podpieramy i sami dla siebie zgubą jesteśmy czy może jest jednym z tych, który podpierają inni ludzie i to od nich zależy czy żyć będziemy czy nie?..
Moje życie nie opiera się na niczym. Unosi się we mgle, lewituje jak róża Salvadora, nie potrzebuje oparcia.
To znaczy... Potrzebuje go, ale tę myśl usilnie z mojej głowy wypieram. Bo przecież poradzę sobie sam, naprawdę dam sobie radę, nie potrzebuję nikogo i niczego aby... Aby co? Osiągać..? Zdobywać..? Trwać..? Egzystować..? Żyć?
Z nocy na noc, kiedy spać nie mogę uświadamiam sobie, że moje życie zawdzięczam innym. Że moje istnienie, pamięć i niepamięć, te dobre i złe wspomnienia, te chwile gdy chciałem by czas stanął w miejscu- to wszystko zawdzięczam innym. I choć życie moje usilnie stara się na nikim nie opierać to czuje, gdzieś pod skórą dotyk tych dziesiątek dłoni, które nie pozwalają mu upaść, choć ono pragnie się stoczyć.

Moje życie podpierają też dłonie jednego mężczyzny. I każdego dnia czekam, aż on obudzi się, otworzy oczy i znów stanie się oparciem dla mojego życia. Dlatego staram się nie wstawać pierwszy- czekam zawsze na niego. Wydaje mi się, że On czasami jest zmęczony i wiem, że drętwieją mu ręce. Że nie ma już sił i chciałby odpocząć.
I wtedy nie wiem co mam robić... Upaść?

_________________________________
Lepiej stać w miejscu czy się staczać?
Oczywiście, że się staczać! Ruch jest dobry dla zdrowia.

niedziela, 12 maja 2013

Morze na zachodzie chmur

Piasek był mokry.
Wiatr wysuszał łzy.
Deszcz sprawiał, że było ich więcej.
Morze oddawało życie. Ja nie potrafiłem go przyjąć.
Struny gitary drgały na zimnym powietrzu szarpane przez zsiniałe palce.
Szum morza mnie zawsze mnie uspokajał. A teraz, kiedy niebo płakało nad żywotem zwykłych szarych ludzi nie było tu nikogo oprócz mnie i morza. I tej starej podniszczonej choć zawsze wiernej gitary.Wszyscy uciekli być może przede mną. Zawsze wszyscy przede mną uciekają.
Pusto, zimno.
jakaś pustka.
Echo we mnie, echo w lustrach.

Piasek był kroplami łez.
Wiatr płakał teraz razem ze mną.
Przyjaciel deszcz płakał dalej usilnie starając się pomóc.
Morze umarło. Życie uleciało w przestworza.
Struny gitary pękły wydając z siebie ostry brzdęk. Palce i tak były już zbyt skostniałe by zagrać kolejną rzewną balladę.
Szum morza był nieustanną bitwą w mojej głowie. Łkanie mew rozciągało się nad horyzontem.
Mało kto widział te sunące po niebie chmury, pełzające smutkiem na wskroś i na wznak złością twory natury. Przelewały się żalem po nieboskłonie.
Wtedy zaczął ogarniać mnie bezsens wszechświata.
Bezsens tworzenia.
Bezsens istnienia.

...bo skoro wszystko jest pustką.
...bo skoro nic nie pozostawia nadziei.
...bo skoro wszystko.
...bo skoro nic.
...bo skoro ja?

Ulica Mariacka

Wiele z rzeczy minionych do dziś mnie onieśmiela.
Wielu ludzi do dziś wprawia w zakłopotanie.
Na widok niektórych oczu swoje wbijam w ziemię.

Wypiłem do końca ostatnią kawę w moim życiu. Gorący, gorzki płyn spłynął z dna kubka zostawiając za sobą osad. A więc to jest tak naprawdę jedyna wróżba na przyszłość. Czarne fusy układające się w formy bezkształtne, bezżywe, bezuczuciowe.
W zatęchłym powietrzu unosił się zapach tej taniej kawy, wczorajszego oddechu, niedzisiejszego potu. Oderwałem wzrok od ekranu i spojrzałem przez na wpół zasłonięte zakurzonymi żaluzjami okno. Świat umierał pędząc a ja razem ze światem pędziłem i umierałem, tak cały czas, na wieki wieków, a. Świat pędził umierając, ale przyspieszał, coraz bardziej i bardziej i choć był już u kresu sił to nie poddawał się i dalej szedł w zaparte a razem z nim te miliony ludzi którzy woleliby się rano nie obudzić. Albo obudzić się i stwierdzić, że dziś mogą już odpocząć, bo przecież nie czeka ich nic oprócz śmierci.
Na ulicy pomimo lodowatego deszczu zacinającego ze wszystkich stron były tłumy. Kałuże rozbryzgiwane przez spieszne kroki przechodniów z minuty na minutę robiły się coraz większe i nawet dzieci ubrane w kolorowe kalosze przestały już skakać i śmiać się radośnie. Długi Targ. Osowiały Targ.
Za oknami sklepów powoli znikały sztuczne bursztyny, pocztówki i wielkie parasole osłaniające stoliki restauracji. Znikali kolporterzy, uliczni handlarze pochowali się w bramach razem ze swoim towarem.
Szedłem zasłaniając twarz czarnym parasolem, sam siebie chowając w sobie. Zamykając się na tych, którzy z szybkim biciem serca przechodzili obok mnie. I tak się mijaliśmy nie wymieniając spojrzeń. Nie wymieniając uśmiechów, bez żadnej mimiki, obojętnym ciałem, obojętnym krokiem.
I oni nie wiedzieli, że ja wypiłem ostatnią w życiu kawę właśnie dzisiaj.
Patrzyli tylko jak spadam w nurt tej sinej rzeki w brudny, majowy poranek. Przeszyty deszczem, przewiązany mgłą, przepłakany smutkiem. Zobaczyłem tylko jak starsza pani uczyniła znak krzyża.
A potem leciałem i nie zobaczyłem już nic. Pomyślałem tylko: ostatnia kawa w życiu...

czwartek, 25 kwietnia 2013

Modlitwa dla mojego przyjaciela.


Ty który jesteś w niebie,
Chcesz święcić swego imienia;
Ojcze nasz!
Chociaż Ciebie nie ma...

Niech przyjdzie Twoje "Królestwo",
Dzieje się wola nieba;
Ojcze nasz!
Chociaż Ciebie nie ma...

W niebie chóry aniołów,
Ziemia pozostaje niema;
Ojcze nasz!
Chociaż Ciebie nie ma...

I proszę, błagam...
Daj nam powszedniego chleba;
Ojcze nasz!
Chociaż Ciebie nie ma...

I choć nie wierzę wciąż,
Pozwól wejść do nieba;
Ojcze nasz!
Chociaż Ciebie nie ma...


____________________________
Ale zbaw nas ode wszego. Amen.

Nad wodą wielką i rzeczywistością.


Wypadłem dziś w nocy przez okno na świat.
Tak naprawdę zrobiłem to całkowicie świadomie.
...

Wyskoczyłem dziś w nocy przez okno na świat.
Zacząłem lecieć bez celu, nie wiadomo gdzie, nie wiadomo czy do kogoś, czegoś?  Po prostu unosiłem się ponad światem, zakurzoną epoką nieświadomości, czasem dekadentów. Wolny się poczułem, w końcu poczułem się wolny!
Choć nie zabrałem płaszcza nie było mi zimno. Tysiące gwiazd ogrzewało mnie swoim światłem, wiatr kołysał spokojnie, motyle unosiły mnie i leciałem.  Ponad wszystkim, dymami domostw, warkotem samochodów, krzykiem rozwrzeszczanych niemowląt, płaczem samotnych matek. Leciałem ponad pijanymi mężczyznami, którzy spoceni wlewali w siebie tanie wina, oblewając zabrudzone smarem koszule i owłosione torsy. Ponad chodnikami zabrudzonymi węglem świeżo zsypanym do piwnicy, ponad kominami huczących fabryk i sunących po srebrnych nitkach pociągów.
Frunąłem ponad czarnymi jak smoła lasami, rzeki i jeziora odbijały blask księżyca. Samochody pędziły po dziurawych drogach donikąd, tworząc czerwono-białe rzeki świateł. Świat pędził a ja frunąłem ponad pędzącym światem. Gdzieś z drugiej strony, tam gdzie świeciło już słońce, życie toczyło się jeszcze szybciej. Biegło na łeb, na szyję, zostawiając za sobą trupy. Pędziło, a ludzie umierali w szpitalach, ginęli w wypadkach. To nic, przecież najsłabsi muszą odpaść, my pędźmy dalej! Ona umarła, co z tego, że umarła? Przecież ja żyję, muszę żyć, muszę pracować, muszę, muszę, muszę...
Ale ona umarła.
Ona odeszła bezpowrotnie.
Zatrzymałem się nad jedną z tych sinych rzek. Ona też płynęła cały czas. I choć dawała wytchnienie, pozwalała odpocząć nad swoim piaszczystym brzegiem przypominała mi, że i ja cały czas płynę. Podłe i nieznośne uczucie, które kazało liczyć każdą minutę życia, każdą sekundę istnienia, każdy oddech i westchnienie. Ona płynęła brudna, niosąc ze sobą cząstkę rzeczywistości i wspomnienia, pamięć i zapomnienie. I to ukłucie w sercu, taka bolączka świadomości- najgorszego ze stanów umysłu.
Poderwałem skrzydła z ziemi i wzbiłem się w niebo. Odsunąłem na bok te myśli nie dające spokoju i usłyszałem anielski śpiew. Zobaczyłem człowieka, idącego brzegiem.
Miał wielkie, niebieskie oczy w których odbijał się blask jutrzenki. Nie wiem dokąd podążał, kim był, skąd pochodził. Widziałem tylko, że był bardzo smutny. Zatrzymałem się przed nim i on też się zatrzymał. Po moim poliku spłynęła jedna samotna łza. A on, spojrzawszy na mnie zareagował tak samo.
Ta jedna samotna łza spływała tak po naszych policzkach aż do wschodu słońca. Wpatrywałem się w niego, nie był człowiekiem, był aniołem, choć nie potrafił latać.
I chyba tak zaczęła się nasza historia.

__________________________________________________________________________

Skałom trzeba stać i grozić, obłokom deszcze przewozić, błyskawicom grzmieć i ginąć...
Mnie płynąć, płynąć i płynąć...

środa, 10 kwietnia 2013

Blue note. Blue eyes.

Cześć! Chcesz razem ze mną odnaleźć to coś, o czym mówią Miłość?
A może po prostu będziemy szli razem przez coś co nazywają Życie?
Gdybyś nie był tak daleko, pokazałbym Ci gdzie rośnie Przyjaźń.

Wszyscy mówią, że tak trudno być szczęśliwym. Że tak trudno odnaleźć w sobie te wszystkie uczucia nawet jeśli one, gdzieś tam głęboko, są. Wszyscy myślą, że miłość spotka ich, muszą tylko trafić na właściwą osobę, albo nawet w ogóle jej nie szukać- miłość sama ich znajdzie.
Zauroczenie. Zakochanie. Miłość.
Zaznajomienie. Koleżeństwo. Przyjaźń.
Są, ale jednak każdy czasem odczuwa ich brak.
Są, ale tak naprawdę nikt o nie nie walczy.
Bo przecież miłość ma być. I tyle.
Po co walczyć o coś co jest..? Szkoda tylko, że nawet nie bronimy tego co mamy.
Budujemy coś by potem to zburzyć. Jesteśmy ludźmi współczesności. Jesteśmy pokoleniem dekadentów. Upadamy w hedonizmie. Kopiemy w mule tej epoki.
Wystarczy, że dana jest nam szansa, byśmy mogli stać się tym, kim chcemy. Szans milion niewykorzystanych. I pytanie: dlaczego.

Chciałbym pochodzić z Tobą po Ogrodach Szczęścia.
Spacerować po plaży Zrozumienia.
Rozmawiać przy stole nazwanym Wsparcie.

To zabawne, że się nie znamy.
To zabawne, że tak wiele nas łączy.
To zabawne, bo nie spodziewałem się być szczęśliwy.

____________________________________________________________________
Nie zabraniam Ci być szczęśliwą. Cieszę się z tego. Choć czasem tego nie widać.

wtorek, 2 kwietnia 2013

Niepełnopełny

Ostatnio zacząłem znikać. I starając się, usuwając w cień o milimetry, z każdą minutą pojawiałem się coraz bardziej. Z tych pięćdziesięciu sześciu stron. Więc na powrót zacząłem się pojawiać chcąc tak naprawdę zniknąć. Chcieć być tak samo jak chcieć nie być. Zginąć, w proch się obrócić, przepaść. Usunąć się w cień, o kilometry w jaskinie niezmierzone, nieogarnięte ręką ludzką.
Pozwólcie mi się raz spełnić.
W tej jaskini zapieczętować, po trzech dniach nie zmartwychwstać, umrzeć raczej, zapaść się w sobie.

Czy to wszystko jest zrządzeniem losu?
Sumą moich wszystkich błędów?
Prawym życiowym sierpowym?
Pustka. Pustka. Pustka.

Taki pogmatwany jestem, woda z mózgu mi się robi, gdzież się natchnienie podziało..?
Czy ja już nie mogę kochać? Czy ja nie mogę być kochany?




          Jechał przegrzanym pociągiem na północ w stronę tego na wpół tylko znanego, w stronę tego kogo chciał poznać choć spędził z nim tyle chwil w krainie swojej wyobraźni, w stronę tego kogo chciał zobaczyć po raz pierwszy w życiu, zachwycić się, zapomnieć o istnieniu reszty świata. Zapomnieć o wszystkim poza Nim.
          Czerwone, miękkie siedzenia przyklejały się do nóg, koszula, i tak już rozpięta, nie pozwalała oddychać, brakowało powietrza i choć wszystkie okna były otwarte jak najszerzej to i tak niewiele pomagało- pociąg po brzegi wypełniony był ludźmi, którzy nie wiadomo skąd i nie wiadomo też dokąd właśnie dzisiaj zechcieli podróżować. Ileż jest osób w tym pociągu, którzy tak jak on wysiądą na jednej ze stacji po raz pierwszy w życiu? Zobaczą kogoś po raz pierwszy? Może się też uśmiechną?
          Konduktor z czerwoną twarzą sunął powoli przez wagon sprawdzając bilety. Co chwila, chusteczką wyjmowaną z wewnętrznej kieszeni marynarki, ocierał pot z czoła i karku. Wobec panującego upału my wszyscy, którzy siedzieliśmy w tym pociągu, byliśmy sobie równi.
          Był dziewiętnasty dzień kwietnia, dopiero co skończyła się zima a już słońce nie pozwalało oddychać. Nie było w tym roku wiosny, wszystko ożyło momentalnie jemu nawet nie dając się obudzić. A może po prostu to przegapił? A może to jeszcze nie nastąpiło? Może nastąpi... kiedy Go zobaczy.
          Zaczął się zastanawiać dlaczego to wszystko robi, czy w ogóle jest sens, czy w ogóle warto, czy w ogóle... Jeśli On nie będzie mógł, jeśli Go nie będzie, jeśli nawet nie będzie chciał się zobaczyć? Przecież my się nawet nie znamy, przecież...
 - Bilet poproszę. - konduktor brutalnie wyrwał go z zadumy. Niechętnie sięgnął do portfela i wyjął pognieciony bilet.
 - I legitymację. - również ten kawałek papieru powędrował do rąk kontrolera.
 - Dziękuję. A z kwiatów będzie zadowolona. - dopowiedział przechodząc już do innego wagonu i siląc się na uśmiech.
         Paweł spojrzał na bukiet nieco powiędłych już czerwonych tulipanów zastanawiając się czy nie wyrzucić ich zaraz po wyjściu z dusznego pociągu. Ona może by była, ale On..? Maskotka, której głowa zawadiacko wystawała z torby też zaczęła go drażnić i stwierdził, że to był chyba zły pomysł. To chyba wszystko był zły pomysł.
          Czy warto być marnotrawnym księciem z bajki?

_____________________
Ja niczyj. Ja rodzaj nijaki.

czwartek, 28 marca 2013

Bez początku i bez końca.

Drogi O***

(...)

Czasami, patrząc na świat nastroszony szarością, wypatroszony z kolorytu zastanawiałem się nad sensem tworzenia. Nad tym, czy naprawdę każdy z nas ma w życiu określoną rzecz do zrobienia. Określoną liczbę uśmiechów i rozczarowań, westchnień i przecierania oczu chusteczką niehaftowaną. Nad tym, czy kiedy wreszcie napiszę swoją jedyną w życiu symfonię świat da mi odetchnąć. Czy pozwoli usiąść samotnie w fotelu i zastanawiać się dalej nad sensem tworzenia. Nad sensem stworzenia.
Czy nie jest cudnie usiąść nad zwojem pięciolinii i wylewać z siebie miłość i nienawiść? W dźwiękach oboju sunąć ponad marzeniami, rozwinąć skrzydła wiolonczelą, upadać głębokim dźwiękiem kontrabasu? Czy nie cudnie rozkoszować się tą symfonią dźwięków we własnej głowie? Będąc samemu, w pustym, ciemnym pokoju. Wznosić się i opadać. Przelewać się wraz z kaskadami dźwięków. Wylewać z siebie powódź barw, nieskończoność fraz, nie ograniczać się żadną z form, żadną z tonacji.

(...)

Wszystko robię w nieskończonym natchnieniu choć tym bez płatków róż, bez uśmiechów. W natchnieniu łez z policzków spływających. Odbijających się echem we wszystkich kościach. Poruszających mięśnie. Spinających ścięgna. W natchnieniu uderzam w klawisze licząc, że trafię po omacku w ten właściwy. W dźwięk, który dopełni sacrum. W dźwięk, który będzie spełnieniem.
Tak też po omacku idę przez życie, licząc na cud. Licząc na jedną dłoń, która gdzieś po drodze być może pochwyci moją i tak razem po omacku iść będziemy aż w końcu przejrzymy na oczy. Spojrzymy na siebie i wszystko co dotąd nieznane, nieodkryte, trudne- w końcu stanie się jasne. Znikną białe plamy, znikną skazy, rany się zagoją, a jasność otoczy wszystko od wschodu na zachód, z południa na północ, od stóp do głów, a my, ludzie, patrzeć będziemy na ten świat pojaśniały z tym błyskiem w oku, który mówić będzie, że rozumiemy i będziemy w tym trwać. W zrozumieniu i jasności.

(...)

poniedziałek, 25 marca 2013

Feels Like Forever

Były, są i będą we mnie zawsze pewne dzielnice, pewne uliczki, pod nimi piwnice, korytarze, kanały ( a może to jest moja stolica świata?), które nigdy w to nie uwierzą, że ja cały mieszczę się w tym ledwie słyszalnym, kruchym pogłosie serca. Nigdy nie uwierzę w to, że kiedy przestanie telepać mi tamto, gdzie rękę teraz trzymam po lewej stronie piersi, kiedy przestanie bić mi serce, kiedy ono przestanie być, ja też wtedy przestanę być i wszystko się skończy. I tu jest to, co zawsze miałem, to znaczy, że nawet wiedząc, że umrę, i widząc pogrzeby co dzień, w dni pochmurne i słotne, w dni słoneczne, jednak nigdy nie wierzyłem w swoją śmierć i myślę, że chyba tak naprawdę i absolutnie to nikt nie wierzy w swoją śmierć, a ci, którzy twierdzą, że wierzą, nie wiedzą po prostu, co mówią, nie obudzili w sobie śpiącego tam, w najgłębszej tajnej norze, zapomnianego genialnego dziecięcia, ale ono nawet śpiąc nie wierzy w zagładę.
Bo jak mogę przestać być jeśli jestem.

Były, są i będą we mnie zawsze pewne białe plamy, pewne puste miejsca, pod nimi znów pustka, czerń i biel, które nigdy nie uwierzą, że na świecie jest być może chociaż jeden człowiek kochający i sprawiedliwy. Nigdy nie uwierzę w to, że kiedyś ktoś podejdzie do mnie, położy rękę po lewej stronie piersi, tam gdzie bije mi serce i powie mi, że ono potrafi kochać. Bo jeśli ono potrafi to ja też potrafię. I wszystko od nowa się zacznie. I tu jest to, co zawsze miałem, to znaczy, że nawet wiedząc, że kocham i widząc swoją i innych miłość co dzień, w dni pochmurne i słotne, w dni słoneczne, jednak nigdy nie wierzyłem w swoją miłość i myślę, że chyba tak naprawdę i absolutnie nikt nie wierzy w swoją miłość, a ci, którzy twierdzą, że wierzą, nie wiedzą po prostu, co mówią, nie obudzili w sobie śpiącego tam, w najgłębszej tajnej norze, zapomnianego dziecięcia które jest odrzuceniem i które wierzy w zagładę.

Były, są i będą we mnie zawsze pewne łąki szczęśliwości, nad nimi białe obłoki, pola elizejskie, kwiaty kwitnące, które zawsze wierzyły, że ja cały wykraczam poza wszelkie ciasne granice szarości i udawanej wrażliwości. Zawsze wierzyły, że nigdy nie przestanie kochać mi tamto, gdzie rękę teraz trzymam po lewej stronie piersi, zawsze będzie kochać serce, a kiedy ono kochać będzie wtedy i ja zacznę kochać. I wtedy wszystko się zacznie.

Bo jak mogę przestać być jeśli jestem.
I wtedy wszystko się zacznie.




____________________________________________________________
To, że jest kolorowo- to leki. To, że tak naprawdę jest szaro- to rzeczywistość.

wtorek, 19 marca 2013

Selective Serotonin Reuptake Inhibitor


Widziałem Cię dzisiaj Przeszła Miłości.
I ma miłość już przeszła. Ale dalej idzie, na szczęście już kuleje, nie widzi na jedno oko i jest głucha. Nie w swoje skronie muszę strzelać tylko w jej. Urządźmy naszej miłości, Mój Mały, osobisty Katyń.
Mój Ptysiu Miętowy.
We śnie chciałbym rozplątywać to co za dnia zaplątałem, gdyby tylko nie te koszmary. Plączesz się w mojej głowie jak szczurze ogony.
Mój Szczurze.
Chodzisz po tych kanałach myśli i wszędzie zostawiasz te brudne ślady i odchody. Szukasz miejsca gdzie jeszcze Cię nie było i zatruwasz wszystko.
Szczur.
Najumarły.
Może tak jak Aleksander powinienem rozciąć ten węzeł gordyjski? Mózg sobie wyprostować?
Mieliśmy wiele wspólnych marzeń, a teraz uświadamiam sobie, że to były tylko moje marzenia. Taki gmach, który istniał dopóki nie zacząłem go budować.
Ach, Drogi Nawpółistniejący.
Wiesz jak trudno pozbyć się straconych złudzeń? Tej przeklętej nadziei, tego dum spiro spero, tego contra spem spero! Wiesz jak ciężko?
Nadzieja nie ma końca. Choć rwie się bez przerwy.
Mon cher, było nam razem tak bardzo nijak. Z każdym dniem tak przecudnie oddalaliśmy się od siebie dzieląc jedno łóżko. Jedno życie.
Zdaję sobie sprawę, że nawet tego nie pojmiesz. Nie potrafiłeś czytać dwóch wymiarów, z trzema miałeś już ogromny problem. A ja mówię o setkach.
Rozstrzelałem ją. Najśmieszniejsze jest to, że odmawiała modlitwę przed tym jak jej strzeliłem w tył głowy. A przecież i Ty i ja byliśmy niewierzący. A ona wierzyła...
Przydałaby się jakaś Antygona, która zechciałaby ja pochować.

Twój Niegdysiejszy.

Gdy ktoś traci nadzieję zwykle nie dba i o resztę.

sobota, 16 marca 2013

Piece of my heart...

Jestem sam.

Sam od jakiegoś czasu, choć to, czy długo czy krótko w tym wypadku nie ma większego znaczenia. Jestem po prostu sam. Życie przypiera mnie do czterech czarnych ścian jednocześnie a ja nie mogę się przeciwstawić. W końcu udało mi się wymknąć. Osłabiłem Życie odcinając sobie żyły. Ono bez sił opadło na podłogę a ja uciekłem. Czy żyję? Czy może przed życiem uciekłem?
Czy radzę sobie taki na opak wywrócony? Zabieram się do istnienia jak pies do jeża. Akceptuję jeszcze tę formę istnienia jako pewien trud do zniesienia, lecz w każdej chwili mogę z tego zrezygnować.
Nie ma w moim życiu nic z niezwykłości. Jedyne czym mogę się pochwalić, to ulotność każdej chwili. Te gorsze z ulotności w sobie nic nie mają.
Pomalutku ginę.
Oddaję siebie przestrzeni.
Siebie wypełniając pustką.


Marzę jedynie o tej samotnej latarni gdzieś pośrodku morza gdzie z której strony bym nie spojrzał nie zobaczyłbym lądu. Nie chciałbym Was tam wszystkich.
Nie to, że tak naprawdę bym nie chciał. Po prostu samotność zawsze była dla mnie czymś niezbędnym.

To jest takie uczucie kiedy lubi się zachody słońca.

Piszcie do mnie listy, takie na starym pożółkłym papierze. Piszcie piórem, koniecznie szmaragdowozielonym. Piszcie długo, pięknym charakterem pisma. Żebym mógł czytać te listy i myśleć jak bardzo mnie kochacie, choć nigdy się nie zobaczymy i możemy być sobie obojętni.
Nie czuję się jakoś szczególnie żywy. Może te kartki papieru zapisane przez Was jakoś by mi pomogły? Choć wątpię w to, że napisaliście kiedykolwiek taki list.

PS. Córeczko... Już sam nie wiem czy potrafię kochać. Bo być może przez resztę życia będę oszukiwał sam siebie kochając to co nierealne? Albo to co nie istnieje? Może sam siebie oszukuję? Wtedy przecież będę mógł kochać i nikt nie udowodni mi, że nie kocham.

________________________________________________
Zastanawiam się tylko... Strzelić w prawą czy w lewą skroń?

niedziela, 10 marca 2013

Soldat Rose


J' me névrose, m'ankylose
me sclérose, quelle psychose
tout n'est pas vraiment rose
dans la vie d'un soldat, soldat rose...

Drogi Mały Różowy Żołnierzyku,

Comment ca va? Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku, łudzę się, że jest w porządku. Merci pour votre lettre, wiem, że nie warto mieć nadziei... Jednak postaram się nie zasmucać Ciebie jeszcze bardziej, przecież nie o to nam chodzi!
Jednak wydaje mi się, że i tak będziesz smutny.
J'ai le regret de vous informer que w moim małym życiu też nie wszystko jest różowe. C'est la vie. Cały czas zastanawiam się dlaczego tak jest i czy mógłbym zrobić z tym cokolwiek. Jednak czuję się strasznie bezsilny i słaby. Cierpię z tego powodu, bo tak jak od Ciebie wszyscy się ode mnie odsuwają. Pourquoi? Wiesz, szczęście po prostu nie jest nam pisane. Chyba całe życie będziemy się tułać pośród tych wszystkich obcych, zbyt dużych i głośnych zabawek. Nie powinniśmy być tutaj, w tym sklepie. Powinniśmy ozdabiać sekretarzyk starszej pani w pięknym zabytkowym domu...
Ostatnio chciałem Cię odwiedzić, ale w alejce z porcelanowymi lalkami był wypadek. Może już o tym słyszałeś... Dwie najmniejsze chińskie lalki pokłóciły się i jedna zepchnęła drugą z półki. Było wielkie zamieszanie, ołowiane żołnierzyki pytały wszystkich co się stało, do części sklepu w której mieszkasz nie zdążyłbym dojść przed zamknięciem, a wiesz, że boję się wychodzić po zmroku. Było mi z tego powodu strasznie głupio lecz wiedz, że postaram się odwiedzić Cię jak najszybciej!
Strasznie smutno jest być samemu w długie zimowe wieczory. Nie pomagają nawet czekoladki które dostałem od Ciebie na urodziny i za które jeszcze raz bardzo dziękuję. Chciałbym posiedzieć trochę przy kominku z kubkiem mojej ulubionej marcepanowej herbaty, ale to znów mogłoby się skończyć wymianą trzewiczków. Tamte, które spłonęły ostatnio były moimi ulubionymi choć do tych też już się przyzwyczaiłem.
Żołnierzyku, gdybyś nie był taki malutki mógłbyś być ze mną.
Chyba moglibyśmy być razem szczęśliwi?

Dans l'attente d'une lettre de ta part, mes amours,
Caspar


P.S. Szkoda, że nie istniejesz.



Je suis naïf. Je suis naïf. Je suis naïf. Je suis naïf.

środa, 6 marca 2013

Banana Pancakes






Mam  prawo do tego, żeby za Tobą tęsknić. Mam prawo do tego by Cię nienawidzić.
To nie jest tak, że robię to specjalnie i wbrew Tobie. Powiedziałbym raczej, że wbrew sobie, bo przecież kto normalny chciałby się tak pogrążać w tych wszystkich odczuciach? Melancholia, neurastenia..? Diabli wiedzą co.
Tęsknota trochę mnie przytłacza. Bo to przecież takie nieracjonalne tęsknić za czymś czego już nigdy nie będzie się miało. Nostalgia za osobą, która już nie wróci. Monotonia tęsknoty.
Znów pada deszcz, wiesz..? Albo to tylko moja wyobraźnia.
Ale on pada, naprawdę pada. I tak jednostajnie uderza o szybę... O szyby deszcz dzwoni. Deszcz dzwoni jesienny... I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny...
Wiesz, że każdy Nokturn Chopina mimo, że zaczyna się nawet mollowo, to kończy się durowym akordem? Co to ma oznaczać? Że mam mieć nadzieję..? Jeśli nawet to na co..? Na dobrą śmierć? Słońce podczas pogrzebu palące niemiłosiernie czarne ubrania żałobników..?
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno.
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną.

...

Co chwilę odnajduję w pokoju jakieś rzeczy należące do Ciebie.
Pamiętasz to pudełko w którym przywiozłem Ci pierniczki na święta..? Pamiętam ten dzień jak dzisiaj. Te okruszki i lukrowe serduszka były w całej pościeli! I jeszcze ten różowy cukier na całej podłodze! Byłem taki zły na Ciebie, że jadłeś w łóżku i nie wziąłeś nawet talerzyka...
Czajnik wyłącza się już sam. To dziwne, bo przecież do tej pory zawsze trzeba było uważać i wyłączyć go w odpowiednim momencie.

...

To smutne, że większość z nas nie rozumie tego co robi. 
To smutne, że wszyscy dążą do celu, którego nawet nie obrali. 

Ktoś dziś mnie opuścił w ten chmurny dzień słotny...
Kto? Nie wiem... Ktoś odszedł i jestem samotny...

... 

Nie przeciągałeś naszego rozstania. 
Tak naprawdę nawet się ze mną nie rozstałeś. Napisałeś tylko, że jesteś wolny. Tak jakby to wszystko nigdy nie istniało. Jakby nie było my. Jakby nie było nasze. Jakby nie było nas. 

...

Znalazłem dzisiaj narysowanego baranka. 
Kiedy otworzyłem skrzynkę w której był zamknięty, okazało się, że nie żyje. 

... 

I światła szarego blask toczy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...


...

______________
Każdego dnia 
siedemnastu z nas 
z parapetu okna skoczy
zatrzaskując oczy.

Przeinny w Internecie