czwartek, 28 lutego 2013

szach.matt

Słońce omiatało swoim nikłym blaskiem kominy zszarzałych domostw. Spadało czerwieniejąc i szybko chowając się za horyzont; nie chciało oglądać już tego świata. Idę. Cały czas wracam tą samą drogą aby dojść do momentu w którym zgubiłem siebie. W którym pozwoliłem by do rąk przywiązano mi sznurki, a do nóg przykuto żelazne kule. Wiedziałem jedno: ścieżka, którą podążam już nigdy nie będzie taka sama
Chrzęst łańcuchów i ciężar kul.
Obolałe ciało. 

Idę.
Chciałem wrócić jak najszybciej, by znów móc iść przed siebie. Iść dalej. 
Wróciłem, strawiony na popiół przez ogień. Uwolniłem się już od tego ciężaru? 
Wróciłem?
 Pobiegłem na stację- pociąg już odjechał. Tym razem tylko ja byłem spóźniony. Chciałem podbiec do kogokolwiek, zacząć przepraszać, że się spóźniłem, bo miałem za ciężki bagaż. 
Zamknąłem oczy tylko na moment. Wiedziałem, że muszę biec, aby zdążyć do tego co nieznane. Aby zawalczyć choć domyślałem się, że nie ma już o co. 
Otworzyłem oczy, ale nie było już nikogo. Nikt mnie nie zatrzymywał, więc poszedłem. Nikt nie powiedział: zostań.
Szedłem, oddychaj.

Biegłem, oddychaj.
Naprawdę się starałem choć kiedy w końcu się odnalazłem to gra była rozpoczęta.
Alea iacta est.
Chcąc być każdym z kolorów okazało się, że nie mogę być nawet jednym. 
Jestem szary. Jestem nijaki. Jestem niezauważalny. 
Nawet nie jestem pionkiem w grze.
Twierdzo, zbuduję Cię w sercu człowieka.

________________________________________________


















Nie ma mnie. Czy kiedykolwiek byłem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przeinny w Internecie