niedziela, 7 grudnia 2014
Koronka ze stali.
Ciężko mi się ostatnio oddycha.
Czuję, że oddycham ale nie do końca.
Brakuje mi poczucia spełnienia.
Telefon wibrował w jego kieszeni już chyba trzeci raz odkąd wszedł do klubu, jednak mimo tego, że był sam, nie interesowało go to wcale. Usiadł bardzo blisko przejścia na balkon, tak, że jedni z tych bardziej pijanych ocierali się kroczem lub pośladkami o jego twarz. Czuł, że jest żałosny, czuł, że jest sam i co najgorsze- nie powinno go tu być. Już dawno minęły czasy, kiedy panowała tutaj rodzinna atmosfera, było miło, wszyscy się uśmiechali i rozmawiali o rzeczach błahych. Choć może dalej było tu tak samo, tylko on nie potrafił tego dostrzec, bo już nie przychodził tutaj z nim.
Telefon dał o sobie znać jeszcze raz i zirytowany chłopak wstał i podszedł do baru.
- Szkocką z lodem.
- Szkocka jest, ale loda muszę niestety odmówić.- barman pokazał rząd śnieżnobiałych zębów.
- Dwa razy szkocką z lodem, poproszę. - owo "poproszę" było tak strasznie wycedzone przez zęby, że barmanowi odechciało się żartów.
- Się robi. Ale więcej uśmiechu na przyszłość polecam.- "Chryste, co za cham" pomyślał chłopak, zabrał szklankę i skierował kroki ku wolnej pufie w rogu sali, którą w tej samej chwili zajęła przysadzista lesbijka.
- Kurwa.
Wrócił na miejsce w przejściu, które dalej było wolne. To miejsce chyba zawsze było wolne.
Whisky była gorzka, wykrzywiała mordę strasznie, ale alkohol pije się nie po to, żeby smakował. Jeden łyk, potem drugi. Gorąco wypełniło przełyk i żołądek, poczuł przyjemne ciepło. Wstał, żeby zamówić jeszcze jedną szklankę i tym razem uśmiechnąć się do barmana, w tym samym momencie młody chłopaczek chciał przejść obok niego. Nie minęła sekunda i szkło z resztkami lodu rozbiło się w drobny mak na posadzce.
- Jak leziesz, no kurwa mać!
- O, sorry...
- W dupę sobie wsadź to sorry! - pedałek spojrzał na Karola badawczo i miało się wrażenie, że to nie "sorry" chciałby sobie w dupę wsadzić. - Czy ktoś to może posprzątać?
Barman wyszedł zza baru z szufelką i zmiotką oraz papierowymi ręcznikami. Sam zabrał się za zgarnianie na szufelkę szkła, ręczniki wręczył Karolowi.
- Nie najlepszy dzień? - podpytał kiedy chłopak uklęknął obok niego i zaczął wycierać posadzkę.
- Ostatnio mam same nienajlepsze. - mruknął Karol i dodał po chwili - a już zgodnie z życzeniem chciałem się uśmiechnąć zamawiając kolejną whisky.
- Jeszcze nie wszystko stracone. - powiedział barman wstając i uśmiechnął się, zabierając od Karola rolkę ręczników.
Chłopak pomyślał, że ktoś tu chyba ma za dobry humor albo w ramach pracy pełni też rolę klubowego psychologa. Zamówił jeszcze jedną szklankę szkockiej, potem kolejną starając się uśmiechnąć wykrzywiając twarz w bolesnym grymasie.
W momencie, kiedy pił chyba już piątego drinka z drugiej strony baru stanął On. Karol zauważył go od razu. Zmierzwione włosy, śmiejące się oczy i zawadiacki uśmiech. Przyjście tutaj widocznie nie było najlepszym pomysłem. Lepiej jak zwykle było zostać w domu pijąc w samotności piwo i oglądając bezsensowne filmy w telewizji. Jednym ruchem wychylił całą szklankę alkoholu i zeskoczył ze stołka.
- A Ty dokąd? - barman odwrócił się w jego stronę.
- Ja... - przecież nie powiem barmanowi o co chodzi. Pomyślał i spojrzał na Niego.
- Ach... No tak. Wszyscy od tygodnia mówią tutaj o rozstaniu pary roku. - barman się zaśmiał.
- Pary roku?
- Tak was tu nazywają już dłuższy czas. Powiedz mi szczerze, który raz tutaj jesteś?
Karol zamyślił się na chwilę.
- Bo ja wiem? Trzeci? - powiedział.
- No właśnie - barman pochylił się w jego stronę.- Ty tu jesteś trzeci raz. On przychodził tu co tydzień. I za każdym razem wychodził z kim innym.
Karol poczuł mocny uścisk w żołądku. Poczuł, jakby nagle w jego brzuchu znalazła się wielka ołowiana kula. Spocił się, dreszcz wstrząsnął jego ciałem. Spojrzał nieobecnym wzrokiem na barmana i pobiegł w kierunku łazienek. Na szczęście jedna z toalet nie była zajęta. Chłopak upadł na podłogę, zgiął się w pół i zwymiotował brunatną cieczą do muszli. Jego twarz świeciła od potu, pod pachami zaznaczyły się ciemne półkola. Kolejny skurcz złapał go za brzuch i do muszli poleciała kolejna porcja kwaśnej, śmierdzącej cieczy. Ktoś otworzył niezamknięte drzwi, zobaczył chłopaka i z obrzydzeniem powiedział tylko "ja pierdolę".
Było mu zimno, czuł się strasznie. Widział swoją ubrudzoną rzygowinami, przepoconą koszulkę, czuł smak i zapach wymiocin. Każdy, kto co chwila zaglądał do łazienki wydawał z siebie tylko jęk obrzydzenia i czuł odrazę. Karol zdobył się na to i zamknął drzwi. Nie wymiotował już tak często, spuścił wodę w sedesie i usiadł w rogu oparty o ścianę. Co chwila ktoś szarpał za klamkę. Prawda dopadła go zbyt brutalnie, zbyt mocno uderzyła go w twarz. Dusiła go. A teraz przez tą prawdę ma jeszcze poczucie wstydu. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się wymiotować po alkoholu, ba, jeszcze nigdy się nie upił. Zawsze miał mocną głowę. Ale też słabe nerwy.
Ktoś zapukał do drzwi.
- Otwórz, to ja. - usłyszał stłumione przez drzwi słowa. Nie wiedział jaki "ja", chyba był zbyt zamroczony. Otworzył drzwi i osunął się na podłogę. Zemdlał.
__________________________
Wiesz, lubię wieczory
Lubię się schować na jakiś czas.
I jakoś tak, nienaturalnie,
Trochę przesadnie, pobyć sam.
Wejść na drzewo i patrzeć w niebo;
Tak zwyczajnie, tylko że
Tutaj też wiem kolejny raz,
Nie mam szans być kim chcę.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz