Zacząłem dzień bez krzyku mew całkiem blisko dachu sopockiego wieżowca.
Wypiłem kawę z widokiem na morze.
Morze zabielone mlekiem bez ani jednej łyżeczki cukru.
Zamglone.
Ekspres miał ochotę parzyć kawę dalej, tak kropla po kropli.
Oddalało się jedno od drugiego.
A było przecież tak blisko.
Kawa: "Ty kochasz Jego".
Niebo się zeszkliło, zahartowało mrozem.
Wyszedłem na balkon bez kapci, puknąłem lekko. Knykciem.
Usłyszałem jakby kieliszek o kieliszek, ale już bez wina.
Półsłodko.
Ciśnienie spadało, jak winda z dziesiątego piętra.
Autobus odjechał wypełniony niczym.
Zdalnie sterowany pociąg wjechał na stację,
powierzyłem swe życie zabawce.
Żar tlił się przez siedem centymetrów,
potem gdzieś w tyle rzucony w powietrze.
I stał na przystanku pewien chłopak
usta mu pękły na wietrze.
Spierzchnięte usta.
Marzenia pierzchły w dal.
W ten mróz pod pierzyną
Bawił się chłopak z dziewczyną.
Pożegnanie wargi spierzchnięte
wysłały na wiatr.
Zasłały w myślach łóżko.
Zaspały w tej zaspie pierzyny.
W niebieskich oczach.
Ciało niebieskie.
Błękitna krew.
Krzyk mew, śpiew mew.
I znów ja swe życie na koła nałożyłem
A koło to różnie potoczyć się może.
I mogę się rzucić w Sopocie z molo w morze.
O Boże, możesz we mnie wbić wszystkie noże.
Też masz niebieskie oczy?
I pierzchną Ci usta?
Chłopaku uroczy.
Myślący o...
Pamiętam, było pusto.
Kilka dźwięków w tle.
Twoje... oczy.
Topole we mgle.
Skrawek powietrza zamknięty
Sprytna bestia z człowieka
A Ty? Nietknięty.
A Ty? Dalej czekasz.
Pamiętam doskonale.
Pamiętasz? No właśnie.
Miałeś miliony "ale".
Nad ranem zawsze jaśniej.
I znów swe życie na koła nałożyłeś.
A koło to różnie potoczyć się może.
Tamtej nocy to Ty mi się śniłeś.
Ty, słońce, piwo, muzyka, ja i morze.
Dwa psy na dodatek.
Albo dziesięć kotów.
Pięć tysięcy matek.
Dwóch pilotów z "LOT-u".
Lecz już nigdy nie będę Cię męczył tą listą.
Wybacz Niekochany, nie jestem utopistą.
_________________________________________
"Czekanie sprawia, że gorzknieje cała słodycz w nas".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz