czwartek, 28 marca 2013

Bez początku i bez końca.

Drogi O***

(...)

Czasami, patrząc na świat nastroszony szarością, wypatroszony z kolorytu zastanawiałem się nad sensem tworzenia. Nad tym, czy naprawdę każdy z nas ma w życiu określoną rzecz do zrobienia. Określoną liczbę uśmiechów i rozczarowań, westchnień i przecierania oczu chusteczką niehaftowaną. Nad tym, czy kiedy wreszcie napiszę swoją jedyną w życiu symfonię świat da mi odetchnąć. Czy pozwoli usiąść samotnie w fotelu i zastanawiać się dalej nad sensem tworzenia. Nad sensem stworzenia.
Czy nie jest cudnie usiąść nad zwojem pięciolinii i wylewać z siebie miłość i nienawiść? W dźwiękach oboju sunąć ponad marzeniami, rozwinąć skrzydła wiolonczelą, upadać głębokim dźwiękiem kontrabasu? Czy nie cudnie rozkoszować się tą symfonią dźwięków we własnej głowie? Będąc samemu, w pustym, ciemnym pokoju. Wznosić się i opadać. Przelewać się wraz z kaskadami dźwięków. Wylewać z siebie powódź barw, nieskończoność fraz, nie ograniczać się żadną z form, żadną z tonacji.

(...)

Wszystko robię w nieskończonym natchnieniu choć tym bez płatków róż, bez uśmiechów. W natchnieniu łez z policzków spływających. Odbijających się echem we wszystkich kościach. Poruszających mięśnie. Spinających ścięgna. W natchnieniu uderzam w klawisze licząc, że trafię po omacku w ten właściwy. W dźwięk, który dopełni sacrum. W dźwięk, który będzie spełnieniem.
Tak też po omacku idę przez życie, licząc na cud. Licząc na jedną dłoń, która gdzieś po drodze być może pochwyci moją i tak razem po omacku iść będziemy aż w końcu przejrzymy na oczy. Spojrzymy na siebie i wszystko co dotąd nieznane, nieodkryte, trudne- w końcu stanie się jasne. Znikną białe plamy, znikną skazy, rany się zagoją, a jasność otoczy wszystko od wschodu na zachód, z południa na północ, od stóp do głów, a my, ludzie, patrzeć będziemy na ten świat pojaśniały z tym błyskiem w oku, który mówić będzie, że rozumiemy i będziemy w tym trwać. W zrozumieniu i jasności.

(...)

poniedziałek, 25 marca 2013

Feels Like Forever

Były, są i będą we mnie zawsze pewne dzielnice, pewne uliczki, pod nimi piwnice, korytarze, kanały ( a może to jest moja stolica świata?), które nigdy w to nie uwierzą, że ja cały mieszczę się w tym ledwie słyszalnym, kruchym pogłosie serca. Nigdy nie uwierzę w to, że kiedy przestanie telepać mi tamto, gdzie rękę teraz trzymam po lewej stronie piersi, kiedy przestanie bić mi serce, kiedy ono przestanie być, ja też wtedy przestanę być i wszystko się skończy. I tu jest to, co zawsze miałem, to znaczy, że nawet wiedząc, że umrę, i widząc pogrzeby co dzień, w dni pochmurne i słotne, w dni słoneczne, jednak nigdy nie wierzyłem w swoją śmierć i myślę, że chyba tak naprawdę i absolutnie to nikt nie wierzy w swoją śmierć, a ci, którzy twierdzą, że wierzą, nie wiedzą po prostu, co mówią, nie obudzili w sobie śpiącego tam, w najgłębszej tajnej norze, zapomnianego genialnego dziecięcia, ale ono nawet śpiąc nie wierzy w zagładę.
Bo jak mogę przestać być jeśli jestem.

Były, są i będą we mnie zawsze pewne białe plamy, pewne puste miejsca, pod nimi znów pustka, czerń i biel, które nigdy nie uwierzą, że na świecie jest być może chociaż jeden człowiek kochający i sprawiedliwy. Nigdy nie uwierzę w to, że kiedyś ktoś podejdzie do mnie, położy rękę po lewej stronie piersi, tam gdzie bije mi serce i powie mi, że ono potrafi kochać. Bo jeśli ono potrafi to ja też potrafię. I wszystko od nowa się zacznie. I tu jest to, co zawsze miałem, to znaczy, że nawet wiedząc, że kocham i widząc swoją i innych miłość co dzień, w dni pochmurne i słotne, w dni słoneczne, jednak nigdy nie wierzyłem w swoją miłość i myślę, że chyba tak naprawdę i absolutnie nikt nie wierzy w swoją miłość, a ci, którzy twierdzą, że wierzą, nie wiedzą po prostu, co mówią, nie obudzili w sobie śpiącego tam, w najgłębszej tajnej norze, zapomnianego dziecięcia które jest odrzuceniem i które wierzy w zagładę.

Były, są i będą we mnie zawsze pewne łąki szczęśliwości, nad nimi białe obłoki, pola elizejskie, kwiaty kwitnące, które zawsze wierzyły, że ja cały wykraczam poza wszelkie ciasne granice szarości i udawanej wrażliwości. Zawsze wierzyły, że nigdy nie przestanie kochać mi tamto, gdzie rękę teraz trzymam po lewej stronie piersi, zawsze będzie kochać serce, a kiedy ono kochać będzie wtedy i ja zacznę kochać. I wtedy wszystko się zacznie.

Bo jak mogę przestać być jeśli jestem.
I wtedy wszystko się zacznie.




____________________________________________________________
To, że jest kolorowo- to leki. To, że tak naprawdę jest szaro- to rzeczywistość.

wtorek, 19 marca 2013

Selective Serotonin Reuptake Inhibitor


Widziałem Cię dzisiaj Przeszła Miłości.
I ma miłość już przeszła. Ale dalej idzie, na szczęście już kuleje, nie widzi na jedno oko i jest głucha. Nie w swoje skronie muszę strzelać tylko w jej. Urządźmy naszej miłości, Mój Mały, osobisty Katyń.
Mój Ptysiu Miętowy.
We śnie chciałbym rozplątywać to co za dnia zaplątałem, gdyby tylko nie te koszmary. Plączesz się w mojej głowie jak szczurze ogony.
Mój Szczurze.
Chodzisz po tych kanałach myśli i wszędzie zostawiasz te brudne ślady i odchody. Szukasz miejsca gdzie jeszcze Cię nie było i zatruwasz wszystko.
Szczur.
Najumarły.
Może tak jak Aleksander powinienem rozciąć ten węzeł gordyjski? Mózg sobie wyprostować?
Mieliśmy wiele wspólnych marzeń, a teraz uświadamiam sobie, że to były tylko moje marzenia. Taki gmach, który istniał dopóki nie zacząłem go budować.
Ach, Drogi Nawpółistniejący.
Wiesz jak trudno pozbyć się straconych złudzeń? Tej przeklętej nadziei, tego dum spiro spero, tego contra spem spero! Wiesz jak ciężko?
Nadzieja nie ma końca. Choć rwie się bez przerwy.
Mon cher, było nam razem tak bardzo nijak. Z każdym dniem tak przecudnie oddalaliśmy się od siebie dzieląc jedno łóżko. Jedno życie.
Zdaję sobie sprawę, że nawet tego nie pojmiesz. Nie potrafiłeś czytać dwóch wymiarów, z trzema miałeś już ogromny problem. A ja mówię o setkach.
Rozstrzelałem ją. Najśmieszniejsze jest to, że odmawiała modlitwę przed tym jak jej strzeliłem w tył głowy. A przecież i Ty i ja byliśmy niewierzący. A ona wierzyła...
Przydałaby się jakaś Antygona, która zechciałaby ja pochować.

Twój Niegdysiejszy.

Gdy ktoś traci nadzieję zwykle nie dba i o resztę.

sobota, 16 marca 2013

Piece of my heart...

Jestem sam.

Sam od jakiegoś czasu, choć to, czy długo czy krótko w tym wypadku nie ma większego znaczenia. Jestem po prostu sam. Życie przypiera mnie do czterech czarnych ścian jednocześnie a ja nie mogę się przeciwstawić. W końcu udało mi się wymknąć. Osłabiłem Życie odcinając sobie żyły. Ono bez sił opadło na podłogę a ja uciekłem. Czy żyję? Czy może przed życiem uciekłem?
Czy radzę sobie taki na opak wywrócony? Zabieram się do istnienia jak pies do jeża. Akceptuję jeszcze tę formę istnienia jako pewien trud do zniesienia, lecz w każdej chwili mogę z tego zrezygnować.
Nie ma w moim życiu nic z niezwykłości. Jedyne czym mogę się pochwalić, to ulotność każdej chwili. Te gorsze z ulotności w sobie nic nie mają.
Pomalutku ginę.
Oddaję siebie przestrzeni.
Siebie wypełniając pustką.


Marzę jedynie o tej samotnej latarni gdzieś pośrodku morza gdzie z której strony bym nie spojrzał nie zobaczyłbym lądu. Nie chciałbym Was tam wszystkich.
Nie to, że tak naprawdę bym nie chciał. Po prostu samotność zawsze była dla mnie czymś niezbędnym.

To jest takie uczucie kiedy lubi się zachody słońca.

Piszcie do mnie listy, takie na starym pożółkłym papierze. Piszcie piórem, koniecznie szmaragdowozielonym. Piszcie długo, pięknym charakterem pisma. Żebym mógł czytać te listy i myśleć jak bardzo mnie kochacie, choć nigdy się nie zobaczymy i możemy być sobie obojętni.
Nie czuję się jakoś szczególnie żywy. Może te kartki papieru zapisane przez Was jakoś by mi pomogły? Choć wątpię w to, że napisaliście kiedykolwiek taki list.

PS. Córeczko... Już sam nie wiem czy potrafię kochać. Bo być może przez resztę życia będę oszukiwał sam siebie kochając to co nierealne? Albo to co nie istnieje? Może sam siebie oszukuję? Wtedy przecież będę mógł kochać i nikt nie udowodni mi, że nie kocham.

________________________________________________
Zastanawiam się tylko... Strzelić w prawą czy w lewą skroń?

niedziela, 10 marca 2013

Soldat Rose


J' me névrose, m'ankylose
me sclérose, quelle psychose
tout n'est pas vraiment rose
dans la vie d'un soldat, soldat rose...

Drogi Mały Różowy Żołnierzyku,

Comment ca va? Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku, łudzę się, że jest w porządku. Merci pour votre lettre, wiem, że nie warto mieć nadziei... Jednak postaram się nie zasmucać Ciebie jeszcze bardziej, przecież nie o to nam chodzi!
Jednak wydaje mi się, że i tak będziesz smutny.
J'ai le regret de vous informer que w moim małym życiu też nie wszystko jest różowe. C'est la vie. Cały czas zastanawiam się dlaczego tak jest i czy mógłbym zrobić z tym cokolwiek. Jednak czuję się strasznie bezsilny i słaby. Cierpię z tego powodu, bo tak jak od Ciebie wszyscy się ode mnie odsuwają. Pourquoi? Wiesz, szczęście po prostu nie jest nam pisane. Chyba całe życie będziemy się tułać pośród tych wszystkich obcych, zbyt dużych i głośnych zabawek. Nie powinniśmy być tutaj, w tym sklepie. Powinniśmy ozdabiać sekretarzyk starszej pani w pięknym zabytkowym domu...
Ostatnio chciałem Cię odwiedzić, ale w alejce z porcelanowymi lalkami był wypadek. Może już o tym słyszałeś... Dwie najmniejsze chińskie lalki pokłóciły się i jedna zepchnęła drugą z półki. Było wielkie zamieszanie, ołowiane żołnierzyki pytały wszystkich co się stało, do części sklepu w której mieszkasz nie zdążyłbym dojść przed zamknięciem, a wiesz, że boję się wychodzić po zmroku. Było mi z tego powodu strasznie głupio lecz wiedz, że postaram się odwiedzić Cię jak najszybciej!
Strasznie smutno jest być samemu w długie zimowe wieczory. Nie pomagają nawet czekoladki które dostałem od Ciebie na urodziny i za które jeszcze raz bardzo dziękuję. Chciałbym posiedzieć trochę przy kominku z kubkiem mojej ulubionej marcepanowej herbaty, ale to znów mogłoby się skończyć wymianą trzewiczków. Tamte, które spłonęły ostatnio były moimi ulubionymi choć do tych też już się przyzwyczaiłem.
Żołnierzyku, gdybyś nie był taki malutki mógłbyś być ze mną.
Chyba moglibyśmy być razem szczęśliwi?

Dans l'attente d'une lettre de ta part, mes amours,
Caspar


P.S. Szkoda, że nie istniejesz.



Je suis naïf. Je suis naïf. Je suis naïf. Je suis naïf.

środa, 6 marca 2013

Banana Pancakes






Mam  prawo do tego, żeby za Tobą tęsknić. Mam prawo do tego by Cię nienawidzić.
To nie jest tak, że robię to specjalnie i wbrew Tobie. Powiedziałbym raczej, że wbrew sobie, bo przecież kto normalny chciałby się tak pogrążać w tych wszystkich odczuciach? Melancholia, neurastenia..? Diabli wiedzą co.
Tęsknota trochę mnie przytłacza. Bo to przecież takie nieracjonalne tęsknić za czymś czego już nigdy nie będzie się miało. Nostalgia za osobą, która już nie wróci. Monotonia tęsknoty.
Znów pada deszcz, wiesz..? Albo to tylko moja wyobraźnia.
Ale on pada, naprawdę pada. I tak jednostajnie uderza o szybę... O szyby deszcz dzwoni. Deszcz dzwoni jesienny... I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny...
Wiesz, że każdy Nokturn Chopina mimo, że zaczyna się nawet mollowo, to kończy się durowym akordem? Co to ma oznaczać? Że mam mieć nadzieję..? Jeśli nawet to na co..? Na dobrą śmierć? Słońce podczas pogrzebu palące niemiłosiernie czarne ubrania żałobników..?
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno.
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną.

...

Co chwilę odnajduję w pokoju jakieś rzeczy należące do Ciebie.
Pamiętasz to pudełko w którym przywiozłem Ci pierniczki na święta..? Pamiętam ten dzień jak dzisiaj. Te okruszki i lukrowe serduszka były w całej pościeli! I jeszcze ten różowy cukier na całej podłodze! Byłem taki zły na Ciebie, że jadłeś w łóżku i nie wziąłeś nawet talerzyka...
Czajnik wyłącza się już sam. To dziwne, bo przecież do tej pory zawsze trzeba było uważać i wyłączyć go w odpowiednim momencie.

...

To smutne, że większość z nas nie rozumie tego co robi. 
To smutne, że wszyscy dążą do celu, którego nawet nie obrali. 

Ktoś dziś mnie opuścił w ten chmurny dzień słotny...
Kto? Nie wiem... Ktoś odszedł i jestem samotny...

... 

Nie przeciągałeś naszego rozstania. 
Tak naprawdę nawet się ze mną nie rozstałeś. Napisałeś tylko, że jesteś wolny. Tak jakby to wszystko nigdy nie istniało. Jakby nie było my. Jakby nie było nasze. Jakby nie było nas. 

...

Znalazłem dzisiaj narysowanego baranka. 
Kiedy otworzyłem skrzynkę w której był zamknięty, okazało się, że nie żyje. 

... 

I światła szarego blask toczy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...


...

______________
Każdego dnia 
siedemnastu z nas 
z parapetu okna skoczy
zatrzaskując oczy.

niedziela, 3 marca 2013

Jedźmy. Nikt nie woła.


Cisza.
Za oknem deszcz meteorytów. 
W sercu burza piaskowa. 
Cisza. 
Chodźmy na spacer.
Stoję na wpół umarły pośród niedzielnych spacerów. 
Stoję wpatrzony w dal która teraz nie jest metaforą. 
Stoję spowity w nicość, otoczony niebytem. 


Cisza.
Za drzwiami echo pustego korytarza.
W głowie mętna morska woda.
Cisza.
Złap mnie za rękę. 
Trwam na wpół żywy przeplatając nić przez palce.
Trwam z zamkniętymi oczyma tonąc w blasku nocy. 
Trwam otaczając sobą niebyt wczorajszej nocy. 


Cisza.
Konstelacja sunie skłaniając się ku niebu. 
Przelewa się przez granatowe nieba dna.
Cisza. 
Pocałuj mnie.
Umieram na stojąco, trzymając za rękę.
Umieram  otaczając go sobą, z zamkniętymi oczyma. 
Umieram będąc na wpół umarłym. 

__________________________________________
W.A.Mozart- Piano Concerto No.23 In A Major, KV 488 Adagio

Przeinny w Internecie