wtorek, 11 kwietnia 2017

Dlaczego gardzę współczesnością?

Od dłuższego już czasu tkwię- jako kompozytor- w martwym punkcie. Wymagania profesorów nijak mają się do moich realnych potrzeb, zakładanych przeze mnie celów i dążenia do tego jakim kompozytorem chcę być ja. Moje ego w całym procesie kształcenia nigdy nie miało za dużo do powiedzenia, od podstawówki po liceum, od przedszkola do Opola wszyscy z wielką starannością starali się wpoić mi te wartości i tę wiedzę, którą uważali (i pewnie uważają nadal!) za słuszną. W podobny sposób prezentowała się sytuacja w szkołach muzycznych, które traktowałem czasem (być może niestety) jako ważniejsze i bardziej mi potrzebne. Od zawsze, a nie jestem tutaj odosobnionym przypadkiem, myślałem co następuje: "Kolejny etap mojego kształcenia z pewnością będzie otwarty na moje oczekiwania i to, czego naprawdę chcę się dowiedzieć" (górnolotnie). Jakże wielkie jest teraz moje rozczarowanie.
Nagłówek nie wziął się znikąd. Kto studiuje na jakiejkolwiek uczelni artystycznej wie, a przynajmniej ma wiedzieć co jest dobre i co jest złe. Że "Williams jest tani, a Lutosławski drogi". Że nie jest ważne "to", co w Tobie - ważne "to" co w Tobie MA być. Że Picasso już był, Beksiński był, Strzemiński był. Był Beethoven, Ravel i Bernstein. Że kultura popularna jest tak bardzo fe, a kultura wysoka to MY. Że możesz się sprzedać i tworzyć kicz, ale jak bardzo się postarasz, to dołączysz do elity. Bardzo smutnej i sfrustrowanej elity moim zdaniem, bo jak inaczej nazwać te uczucia, skoro jesteś już powiedzmy w tym kółku wzajemnej adoracji, ba, grają jakiś tam twój utwór na koncercie podczas bardzo ważnego dla muzyki współczesnej gdańskiego festiwalu, a zjawia się na nim jakieś dziesięć (w porywach do dwudziestu) osób. Czyż ci ludzie nie są wtedy smutni? Nie jest im przykro?
I pojawia się pytanie: dlaczego tak jest? (Może dlatego, że współczechy nie da się znieść, hehe?*)
I stoję taki ja. Rozdarty pomiędzy banałem a bełkotem**.
Wplątałem się w nieuniknione: unaoczniam sobie iż stałem się niewolnikiem systemu, żyjącego w oparach dysfunkcji narkotyzującej***. Popadłem w zastępcze przeżywanie rzeczywistości: myśląc, że jestem wewnątrz, w jakimś wirze zdarzeń (całkiem sporych rozmiarów) tak naprawdę stoję obok i biernie się temu przyglądam (być może ze strachu przed siłą owych). Niczym modelowy homo videns. Gdyby mój mózg z taką chęcią absorbował potrzebne mi (chociażby w celu ukończenia studiów) informacje, to byłbym mu bardzo wdzięczny (ale może on broni się przed tym, bo wie, że to i tak nic nie da? <dekadentyzm>). Ale on woli (a jeśli on to może i ja?) wiadomości, fakty i mity, ciekawostki i cały ogrom wszechobecnej lawiny informacyjnej od której boli głowa i zanika myślenie abstrakcyjne. (Choć nad tym zanikiem muszę zastanowić się poważniej, gdyż moją obecną sytuację na uczelni rozpatruję w kategoriach abstrakcji i groteski). A jeśli o uczelni już mowa, to...
Jestem lekko rozczarowany tym jak uczelnia prezentuje się na zewnątrz, a jaka jest w środku. I nie o architekturę tu chodzi. Rozczarowany tym, że profesorowie i wykładowcy uważają, iż panuje tu ład i porządek, a nie dostrzegają absurdu własnych działań.  Zażenowany faktem, że regulaminy są wymówką nie dla studentów lecz dla pedagogów, a sposób ich interpretacji jest (o zgrozo) mało przemyślany. Żeby nie pisać, że kretyński. Sfrustrowany jestem natłokiem zajęć, które wzajemnie się wykluczają i pasują do siebie jak kwiatek do kożucha. A co do frustracji, to jeszcze tylko kilka miesięcy, wezmę na jednym kierunku dziekankę (o ile mnie wcześniej sami nie wypchną kulturalnie za drzwi) i będę na powrót normalnym człowiekiem leżącym na plaży z piwem. Będziecie mogli do mnie podejść i szturchnąć mnie patykiem sprawdzając czy jeszcze żyję.
_____________________________________________________________
* na ten temat prowadzę właśnie BADANIA NAUKOWE. Wyniki wkrótce.
** idąc za Szymańskim.
*** za własnymi przemyśleniami i Wikipedią.

A wideo to "Wariacje na drzwi i westchnienie" Pierre'a Henry'ego. Polecam wysłuchać w całości.
_________
Odetchnij.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przeinny w Internecie