Wiem, że dawno już nie pisałem- nie wiem czy wynika to z mojego braku czasu czy może ze zbyt słabej jego organizacji. W każdym razie skrobię teraz. W pociągu o jakże beznadziejnej nazwie "Słowiniec", który powiezie moją dupę pierwszą klasą do jakże wspaniałego Koszalina. Pierwszą klasą oczywiście całkowicie przypadkowo, bo znając życie zabrakło wagonów klasy niższej. To też dla mnie zaskoczenie, bo przecież tych pierwszorzędnych powinno być mniej. W każdym razie- jestem ja (sam, nie licząc prądu w gniazdkach, co też jest dla mnie wielkim zaskoczeniem) i sześć wspaniałych rozkładanych foteli, wygodnych jak psia mać. Gdyby świąteczne okoliczności byłby inne to cieszyłbym się bardziej, ale niestety- zaduśmy się w zaduszki.
Święto to winniśmy odczarować, bo przecież polsza taka depresyjna, taka małostkowa, tak się tu żyć przecież nie chce (jakiś dziad właśnie zaburzył mój święty spokój i śmierdząc gorzałą wniósł do przedziału torebeczkę ze wspaniałą dużą literką "M" jak Mc'Donalds), tak tu szaro i jesiennie, a my jeszcze umilamy sobie ten czas i postanawiamy gwoździem w trumnę i młotkiem w łeb- przejść się dziesięć tysięcy razy na cmentarz. Albo święto to wspaniałe odczarujemy, albo zmienimy nastawienie. Na drugie nie liczyłbym raczej, na pierwsze, póki nam bóg miły- nikt nie pozwoli. Chciałbym tylko szepnąć nieśmiało, że dynia to tylko warzywo. Albo i owoc. Dynia to nie szatańskie narzędzie w każdym razie, a Haloween to też nie jakieś morderstwa i radość ze spotykanych krok w krok zwłok. "Krok w krok zwłok" brzmi całkiem serdecznie.
Co dwa kroki czyjeś zwłoki. Zupełnie jak na cmentarzu, nieprawdaż?
Koniec moich wywodów, które jakby nie patrzeć są stricte egoistyczne, bo przecież chodzi mi tylko i wyłącznie o fakt cmentarza w moje urodziny. (Ale nie będę się powtarzać i pisać [jak co roku], że to, śmo i owo). Tak, postawmy tutaj kropkę.
Słucham aktualnie Meli Koteluk, chyba się jakoś zakochałem w jej muzyce, więc Mikrusy zeszły nieco na drugi plan. Choć nie na długo zapewne. I jeśli miałbym pisać "co u mnie", a do tego jak najbardziej dążę, to ubrałbym to w słowa następujące:
"Chętnie zniknęłabym
Na miesiąc lub na rok
Rozdałabym to co mam
Bo powiedz co
Z tego mienia mam
Nie pamiętam jak to jest
Mieć na cokolwiek czas
Mieć czas
Chcę wyhamować
Wyhamować..."
Ja z tego mienia akurat mam dużo i się przed tym nie kryję: gdyby nie telefon nie miałbym teraz wspaniałych internetów. Gdyby nie komputer, to nie pisałbym teraz. Gdyby nie słuchawki, to nie słuchałbym sobie tej fajnej muzyczki. Gdyby nie to wszystko, to gorzej by mi było po prostu patrzeć jak koleś je tego maka, a ja nie mam co ze sobą zrobić. I tyle. Ale ideę rozumiem.
Więc wracając już na koniec tego co u mnie, to kolokwialnie to ujmę słowem "zapierdalam". Dwa kierunki, kompozycja i kompozycja (ciekawie), serdecznie z tego miejsca pozdrawiam Panią Dziekan, kolokwia, wejścióweczki, seminaria, wykłady zmienne, (gdzieś trzeba by też wcisnąć komponowanie), wagon trzeszczy i przyszedł kolejny luj- już taki typowy, pisanie fug, miniatur, miniaturek, muzyka filmowa i teatralna (to akurat polecam ze wszelkich sił), moduł pedagogiczny, czyli: historia pedagogiki muzyki, metodyka, pedagogika ogólna, pedagogika I i II etapu edukacyjnego, pedagogika III i IV etapu edukacyjnego, psychologia, estetyka- tego wszystkiego nie polecam. Ciekawe to, owszem, ale może jak ma się czas właśnie na siedzenie i pieprzenie, filozofowanie takie, choć ja to bardzo lubię, to nie robię tego jak nie mam czasu. Bo szkoda mi go po prostu.
Życzcie mi powodzenia, jeśli uda mi się z tym skończyć, to sam się sobie pokłonię. Przed lustrem w złotej ramie na dodatek. A teraz kończę i że tak zacytuję "Panów ściskam, Panienki całuję".
I pamiętajcie: ziemia dla ziemniaków!
Ps. Napiszcie za mnie piętnaście minut symfoniki, będę wdzięczny!
______________________________________________________
Uratuje myśl melodia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz