czwartek, 25 kwietnia 2013

Modlitwa dla mojego przyjaciela.


Ty który jesteś w niebie,
Chcesz święcić swego imienia;
Ojcze nasz!
Chociaż Ciebie nie ma...

Niech przyjdzie Twoje "Królestwo",
Dzieje się wola nieba;
Ojcze nasz!
Chociaż Ciebie nie ma...

W niebie chóry aniołów,
Ziemia pozostaje niema;
Ojcze nasz!
Chociaż Ciebie nie ma...

I proszę, błagam...
Daj nam powszedniego chleba;
Ojcze nasz!
Chociaż Ciebie nie ma...

I choć nie wierzę wciąż,
Pozwól wejść do nieba;
Ojcze nasz!
Chociaż Ciebie nie ma...


____________________________
Ale zbaw nas ode wszego. Amen.

Nad wodą wielką i rzeczywistością.


Wypadłem dziś w nocy przez okno na świat.
Tak naprawdę zrobiłem to całkowicie świadomie.
...

Wyskoczyłem dziś w nocy przez okno na świat.
Zacząłem lecieć bez celu, nie wiadomo gdzie, nie wiadomo czy do kogoś, czegoś?  Po prostu unosiłem się ponad światem, zakurzoną epoką nieświadomości, czasem dekadentów. Wolny się poczułem, w końcu poczułem się wolny!
Choć nie zabrałem płaszcza nie było mi zimno. Tysiące gwiazd ogrzewało mnie swoim światłem, wiatr kołysał spokojnie, motyle unosiły mnie i leciałem.  Ponad wszystkim, dymami domostw, warkotem samochodów, krzykiem rozwrzeszczanych niemowląt, płaczem samotnych matek. Leciałem ponad pijanymi mężczyznami, którzy spoceni wlewali w siebie tanie wina, oblewając zabrudzone smarem koszule i owłosione torsy. Ponad chodnikami zabrudzonymi węglem świeżo zsypanym do piwnicy, ponad kominami huczących fabryk i sunących po srebrnych nitkach pociągów.
Frunąłem ponad czarnymi jak smoła lasami, rzeki i jeziora odbijały blask księżyca. Samochody pędziły po dziurawych drogach donikąd, tworząc czerwono-białe rzeki świateł. Świat pędził a ja frunąłem ponad pędzącym światem. Gdzieś z drugiej strony, tam gdzie świeciło już słońce, życie toczyło się jeszcze szybciej. Biegło na łeb, na szyję, zostawiając za sobą trupy. Pędziło, a ludzie umierali w szpitalach, ginęli w wypadkach. To nic, przecież najsłabsi muszą odpaść, my pędźmy dalej! Ona umarła, co z tego, że umarła? Przecież ja żyję, muszę żyć, muszę pracować, muszę, muszę, muszę...
Ale ona umarła.
Ona odeszła bezpowrotnie.
Zatrzymałem się nad jedną z tych sinych rzek. Ona też płynęła cały czas. I choć dawała wytchnienie, pozwalała odpocząć nad swoim piaszczystym brzegiem przypominała mi, że i ja cały czas płynę. Podłe i nieznośne uczucie, które kazało liczyć każdą minutę życia, każdą sekundę istnienia, każdy oddech i westchnienie. Ona płynęła brudna, niosąc ze sobą cząstkę rzeczywistości i wspomnienia, pamięć i zapomnienie. I to ukłucie w sercu, taka bolączka świadomości- najgorszego ze stanów umysłu.
Poderwałem skrzydła z ziemi i wzbiłem się w niebo. Odsunąłem na bok te myśli nie dające spokoju i usłyszałem anielski śpiew. Zobaczyłem człowieka, idącego brzegiem.
Miał wielkie, niebieskie oczy w których odbijał się blask jutrzenki. Nie wiem dokąd podążał, kim był, skąd pochodził. Widziałem tylko, że był bardzo smutny. Zatrzymałem się przed nim i on też się zatrzymał. Po moim poliku spłynęła jedna samotna łza. A on, spojrzawszy na mnie zareagował tak samo.
Ta jedna samotna łza spływała tak po naszych policzkach aż do wschodu słońca. Wpatrywałem się w niego, nie był człowiekiem, był aniołem, choć nie potrafił latać.
I chyba tak zaczęła się nasza historia.

__________________________________________________________________________

Skałom trzeba stać i grozić, obłokom deszcze przewozić, błyskawicom grzmieć i ginąć...
Mnie płynąć, płynąć i płynąć...

środa, 10 kwietnia 2013

Blue note. Blue eyes.

Cześć! Chcesz razem ze mną odnaleźć to coś, o czym mówią Miłość?
A może po prostu będziemy szli razem przez coś co nazywają Życie?
Gdybyś nie był tak daleko, pokazałbym Ci gdzie rośnie Przyjaźń.

Wszyscy mówią, że tak trudno być szczęśliwym. Że tak trudno odnaleźć w sobie te wszystkie uczucia nawet jeśli one, gdzieś tam głęboko, są. Wszyscy myślą, że miłość spotka ich, muszą tylko trafić na właściwą osobę, albo nawet w ogóle jej nie szukać- miłość sama ich znajdzie.
Zauroczenie. Zakochanie. Miłość.
Zaznajomienie. Koleżeństwo. Przyjaźń.
Są, ale jednak każdy czasem odczuwa ich brak.
Są, ale tak naprawdę nikt o nie nie walczy.
Bo przecież miłość ma być. I tyle.
Po co walczyć o coś co jest..? Szkoda tylko, że nawet nie bronimy tego co mamy.
Budujemy coś by potem to zburzyć. Jesteśmy ludźmi współczesności. Jesteśmy pokoleniem dekadentów. Upadamy w hedonizmie. Kopiemy w mule tej epoki.
Wystarczy, że dana jest nam szansa, byśmy mogli stać się tym, kim chcemy. Szans milion niewykorzystanych. I pytanie: dlaczego.

Chciałbym pochodzić z Tobą po Ogrodach Szczęścia.
Spacerować po plaży Zrozumienia.
Rozmawiać przy stole nazwanym Wsparcie.

To zabawne, że się nie znamy.
To zabawne, że tak wiele nas łączy.
To zabawne, bo nie spodziewałem się być szczęśliwy.

____________________________________________________________________
Nie zabraniam Ci być szczęśliwą. Cieszę się z tego. Choć czasem tego nie widać.

wtorek, 2 kwietnia 2013

Niepełnopełny

Ostatnio zacząłem znikać. I starając się, usuwając w cień o milimetry, z każdą minutą pojawiałem się coraz bardziej. Z tych pięćdziesięciu sześciu stron. Więc na powrót zacząłem się pojawiać chcąc tak naprawdę zniknąć. Chcieć być tak samo jak chcieć nie być. Zginąć, w proch się obrócić, przepaść. Usunąć się w cień, o kilometry w jaskinie niezmierzone, nieogarnięte ręką ludzką.
Pozwólcie mi się raz spełnić.
W tej jaskini zapieczętować, po trzech dniach nie zmartwychwstać, umrzeć raczej, zapaść się w sobie.

Czy to wszystko jest zrządzeniem losu?
Sumą moich wszystkich błędów?
Prawym życiowym sierpowym?
Pustka. Pustka. Pustka.

Taki pogmatwany jestem, woda z mózgu mi się robi, gdzież się natchnienie podziało..?
Czy ja już nie mogę kochać? Czy ja nie mogę być kochany?




          Jechał przegrzanym pociągiem na północ w stronę tego na wpół tylko znanego, w stronę tego kogo chciał poznać choć spędził z nim tyle chwil w krainie swojej wyobraźni, w stronę tego kogo chciał zobaczyć po raz pierwszy w życiu, zachwycić się, zapomnieć o istnieniu reszty świata. Zapomnieć o wszystkim poza Nim.
          Czerwone, miękkie siedzenia przyklejały się do nóg, koszula, i tak już rozpięta, nie pozwalała oddychać, brakowało powietrza i choć wszystkie okna były otwarte jak najszerzej to i tak niewiele pomagało- pociąg po brzegi wypełniony był ludźmi, którzy nie wiadomo skąd i nie wiadomo też dokąd właśnie dzisiaj zechcieli podróżować. Ileż jest osób w tym pociągu, którzy tak jak on wysiądą na jednej ze stacji po raz pierwszy w życiu? Zobaczą kogoś po raz pierwszy? Może się też uśmiechną?
          Konduktor z czerwoną twarzą sunął powoli przez wagon sprawdzając bilety. Co chwila, chusteczką wyjmowaną z wewnętrznej kieszeni marynarki, ocierał pot z czoła i karku. Wobec panującego upału my wszyscy, którzy siedzieliśmy w tym pociągu, byliśmy sobie równi.
          Był dziewiętnasty dzień kwietnia, dopiero co skończyła się zima a już słońce nie pozwalało oddychać. Nie było w tym roku wiosny, wszystko ożyło momentalnie jemu nawet nie dając się obudzić. A może po prostu to przegapił? A może to jeszcze nie nastąpiło? Może nastąpi... kiedy Go zobaczy.
          Zaczął się zastanawiać dlaczego to wszystko robi, czy w ogóle jest sens, czy w ogóle warto, czy w ogóle... Jeśli On nie będzie mógł, jeśli Go nie będzie, jeśli nawet nie będzie chciał się zobaczyć? Przecież my się nawet nie znamy, przecież...
 - Bilet poproszę. - konduktor brutalnie wyrwał go z zadumy. Niechętnie sięgnął do portfela i wyjął pognieciony bilet.
 - I legitymację. - również ten kawałek papieru powędrował do rąk kontrolera.
 - Dziękuję. A z kwiatów będzie zadowolona. - dopowiedział przechodząc już do innego wagonu i siląc się na uśmiech.
         Paweł spojrzał na bukiet nieco powiędłych już czerwonych tulipanów zastanawiając się czy nie wyrzucić ich zaraz po wyjściu z dusznego pociągu. Ona może by była, ale On..? Maskotka, której głowa zawadiacko wystawała z torby też zaczęła go drażnić i stwierdził, że to był chyba zły pomysł. To chyba wszystko był zły pomysł.
          Czy warto być marnotrawnym księciem z bajki?

_____________________
Ja niczyj. Ja rodzaj nijaki.

Przeinny w Internecie