Z szaleństwem w oczach chciałbym rozpalić w kominku, zawinąć się w koc i popijając herbatę z rumem prezentować sobą dość sporych rozmiarów burrito. Włączyć sobie TVN24 czy inną mędzącą w koło Macieju stację telewizyjną i egzystować po wielkiemu cichu, żeby mnie nikt przypadkiem czy też celowo nie zauważył. Pogody nie ma, nie chce mi się już nawet machać paletką od badmintona usilnie nazywanego przeze mnie ostatnimi czasy Paddingtonem. Dojenie Heinekena na tarasie przy temperaturze ośmiu stopni Celsjusza też nie należy do zajęć nad wyraz przyjemnych. Z kolei ile można pić rudą? Oddaję się więc stukaniu w klawiaturę, a zważywszy na to, że stukam dość bezcelowo i bezsensownie to także nie jest mocno angażujące zajęcie.
Cierpię obecnie na dziwny rodzaj frustracji spowodowany tym, że nawet wtedy kiedy mam wolne to muszę pracować. Trochę to dla mnie niezrozumiałe, ale telefony brzęczą, pracownicy coś chcą, temu pasuje, tamtemu zgoła inaczej, gdzie grafik, gdzie wypłata, te dni chcę mieć wolne, to nie działa, tamto już działa, ale zapomniałem powiedzieć jeszcze, że nie mogę przyjść wtedy i sredy. Och.
Chciałbym pojechać na jakiś urlop, coś w ten deseń chociaż. Urwać się na parę dni, na dni parę, wziąć plecak i gitarę, pojechać w pizdu bez ogródek mówiąc. Ale na urlop w tym roku nie pojadę i z tą myślą zaczynam się już pomału godzić. Dzisiaj jest jedenasty sierpnia, a jest zimno jak w październiku. Co dopiero będzie za dwa tygodnie? Najśmieszniejsze jest to, że na jakąś wycieczkę w tym roku całkowicie sobie zasłużyłem i po owych zasługach nawet nie miałem chwili wytchnienia- i mówię to z całą stanowczością jaką w sobie posiadam. A nawet jeśli wmawiam sobie, że jestem zmęczony to jest moja sprawa. A jeśli takie argumenty do nikogo nie trafiają i się o ściany obijają jak kauczuk to powiem jeszcze, że od października rozpoczynam kształcenie na dwóch kierunkach studiów, a do tego to już w ogóle trzeba się fizycznie przygotować. Frustracja jest też spowodowana jakimś totalnym korkiem myślowym w mojej głowie. Ani żadnej melodii, ani choć kilku ciekawych słów. Ciągle tylko melex, melex i melex. Cebula z Polski, papieros, cebula z Niemiec, kawa i papieros, cebula ze wszystkich innych krajów, napiwki po dwa złote, wietrzne Westerplatte i nudny jak flaki z olejem sanatorialny Sopot. Papieros. Gadanie taksówkarzy, papieros, prom ze Szwecji, gadanie pracowników baru, zapiekanka, prom do Szwecji, grochówka, drezyna, pamiątki, pomniczek, gadanie klientów, papieros. W kółko. Tańczmy.
Trzy za dwanaście, trzy za piętnaście, albo z twierdzą, albo z medalem.
Bursztynki, stateczki, pierdółki, audio-guide, kartcenter, łabędzie, molo, kaczki, mewy, gołębie, koty, psy, sajgon na kółkach, rozpierdol atonalny. Bajlando.
Dodatkowo zapominam płacić rachunków za totalnie wszystko. Choć Ci którym mam płacić jakoś się o to nie upominają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz