poniedziałek, 22 lutego 2016

Nagrody i inne pierdoły.

Mój komputer umarł śmiercią nadnaturalną. Ze światem złożonym z zer i jedynek pożegnał się zarówno stary i spróchniały laptop jak i jeszcze starszy, acz pełen życia (do czasu) komputer stacjonarny. Ja, pogrążony w smutku właściciel zawiadamiam o tym fakcie ze łzami w oczach i wielkim bólem dupy.
Próby reanimacji były daremne, usłyszałem tylko wzmożoną pracę głównego wentylatora. Niczym ostatnie tchnienie, łabędzi śpiew. A potem koniec. Sraczka.

Mój stan fizyczny zmienia się za każdym odświeżeniem mobilnej aplikacji banku i, powiem szczerze, jestem bardziej niż wkurwiony, zażenowany i inne przymiotniki.
Zdarzyło mi się wygrać dwadzieścia pięć dni temu Ogólnopolski Konkurs Kompozytorski, a co za tym idzie- zdarzyło mi się wygrać dość ładną, okrągłą sumę z trzema zerami. Gratulacje.

Ale co z tego?
Od dwóch tygodni dzwonię, piszę maile, wydaję zajebiście dużo kasy na połączenia stacjonarne, których nie mam w pakiecie, a to wszystko po to, by kolejny raz usłyszeć w słuchawce jakąś cipę lukrowaną, która nie ma zielonego pojęcia co się dzieje i gdzie właściwie nagroda się znajduje. Znając życie w dupie jakiejś samodzielnej księgowej, starszej księgowej, referenta, kwestora, inspektora, czy kogokolwiek innego kto siedzi i odcina kwitki. Psia mać.

Wydaje mi się, że mam prawo do bycia wkurwionym. Mam prawo stanąć i krzyknąć, że "halo, ja mam w tym roku dyplom, chciałbym coś skomponować, ale uwaga, przecież nie mam kurwa komputera i za coś chciałbym go kupić cholera jasna". Moje wołania odbijają się o ściany księgowości niczym moszna o uda w dni parne i słoneczne, niczym krople wody od kaczki. Poetycko się odbijają, a mnie odbija szajba.

Kot na mnie patrzy jakbym zamordował mu matkę, a ostatnio dałem mu nawet żryć. Niewdzięczny sukinsyn. Pies stoi nade mną i ma w oczach błagalne niewiadomoco. Jakby powiedział to bym mu dał, ale słabo z komunikacją. Kot już na mnie nie patrzy, wrócił do piłowania się po zadku. Ogólnie jest bardzo brzydka pogoda, wprost niesamowicie przygnębiająca. Jest wilgotno i pieniądze nie chcą spływać na konto.

Powrócę do meritum.
Zaraz po gali dowiedziałem się, że pieniążki wpłyną w poniedziałek pierwszego. W piątek dowiedziałem się, że jednak w następnym tygodniu. W owym następnym tygodniu nic nie wpłynęło na moje konto. Powiedziałbym, że raczej magicznie z niego ubywało wylewając się z whisky i spalając z papierosami. I w tym samym "następnym tygodniu" otrzymałem przeprosiny i zapewnienia (bez pokrycia). Wziąłem sprawy w swoje ręce (o czym wyżej), a dziś dowiedziałem się, że "pieniążki (znowu cholerne pieniążki, czuję się jak dzidzia) powinny wpłynąć do końca tygodnia". Powinny. Do końca tygodnia. Kiedy? "Wie Pan... ja bym nie chciała podawać tutaj jakichś ściśle określonych terminów..." Aha. Dzięki wielkie.
Koniec tego tygodnia to dwudziesty szósty lutego. Jeśli się uda, to przyklasnę wszystkim pracownikom poznańskiego uniwersytetu za kliknięcie "wyślij przelew" w ciągu jednego (tylko) miesiąca. Jeśli się nie uda, to znam zakulisową historię UAM-u o dokonaniu przelewu ponad pół roku po należytym terminie. Wielkie szapo ba kurwa.

A, i ostatnia historia.
W związku z powyższymi wydarzeniami fejm wzrósł i musiałem poudzielać wywiadów do gazet. Jednostki dziennikarskie z jakimi miałem okazję współpracować to największe picze wołowe które stanęły na drodze mojego życia. Chylę czoła za gramatykę, interpunkcję, tytuły nagłówków i piękne błędy ortograficzne.
I ostatnie: a cappella pisze się przez dwa "p".

Pozdrawiam,
Odświeżający aplikację mobilną banku, zdruzgotany
Kompozytor. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przeinny w Internecie