Miewam, nie powiem.
Stwarzam problemy, przyznaję się bez bicia.
Jestem nieznośny, ale któż by nie był?
Chamstwo? Tylko porcjowane.
Jak wredota, to raczej delikatnie.
Miłość?
Z lekka się zapadam.
Oczywiście, że nie przez siebie.
Ja chcę tylko by było lekko miło.
Lekko miło, lekko się zapadam.
Cholera.
Frunąć do góry, owszem, czasami.
Częściej ślizgiem w dół.
Na dziób. Ał.
I tak jak mógłbyś coś zrobić:
jesteś zmęczony.
A ja? Zmęczony zmęczeniem nogą machnę,
wyjdę, pójdę, przyjdę, wejdę, nie.
Przecież nie zostawię ot tak.
Za mało porzeczek na wino zebranych
choć czuć ten ferment w powietrzu.
Zapach dymu z papierosa,
druga paczka, wiem, przepraszam.
Pre: zaczyna się lekko miło, dmuchawcowo.
ten: od uszu odbija się echem gęste smoliste powietrze.
sje: I stoi już świat.
Każda cząsteczka w bezruchu.
Ni drgnięcia.
Ni zawahania.
___________________
Turnus mija, ja niczyja.
poniedziałek, 21 lipca 2014
poniedziałek, 14 lipca 2014
Mundial.
Myślałem, że jestem siedem i pół raza ważniejszy od dwudziestu dwóch facetów ganiających za jedną piłką. Myślałem, że jestem chociaż ze trzy razy ważniejszy od czterdziestodwucalowego telewizora marki samsung na którym ów mecz miał być rozgrywany. Myślałem, że jestem ważniejszy od Klosego, Goetzego, Messiego czy Romero. Myślałem, że mój facet nienawidzi piłki nożnej tak samo jak i ja.
I znów zmarkotniałem, posmutniałem, schowałem się w cień, ale myślę, że nie stało się nic.
Znów siedziałem na plaży do pierwszej w nocy wlewając w siebie piwo, a z siebie smutki przelewając do puszki. Wymieniałem się tymi emocjami, których, mam wrażenie, nikt nie rozumie. Których ja sam dokładnie nie potrafię zrozumieć.
A przecież chciałem dobrze.
Nie moja wina, że się nie udało.
Już nigdy w życiu nie będę robił niespodzianek.
Już nigdy w życiu nie będę starał się ponad.
Chciałem dobrze, a zostałem zlany od góry do dołu zimnym strumieniem, tak jak wczoraj deszczem siedząc osiem godzin w pracy, która pomału mnie dobija. Jak wszystko.
I znów zmarkotniałem, posmutniałem, schowałem się w cień, ale myślę, że nie stało się nic.
Znów siedziałem na plaży do pierwszej w nocy wlewając w siebie piwo, a z siebie smutki przelewając do puszki. Wymieniałem się tymi emocjami, których, mam wrażenie, nikt nie rozumie. Których ja sam dokładnie nie potrafię zrozumieć.
A przecież chciałem dobrze.
Nie moja wina, że się nie udało.
Już nigdy w życiu nie będę robił niespodzianek.
Już nigdy w życiu nie będę starał się ponad.
Chciałem dobrze, a zostałem zlany od góry do dołu zimnym strumieniem, tak jak wczoraj deszczem siedząc osiem godzin w pracy, która pomału mnie dobija. Jak wszystko.
Subskrybuj:
Posty (Atom)