niedziela, 27 marca 2016

Wielkanoc.

Jadę właśnie pociągiem przez około jedną czwartą Polski, wszerz wspaniałej ojczyzny mej, na święta Wielkiej Nocy. Kobieta 6/10, która siedzi naprzeciw mnie ma rozdziawione usta, na dodatek wymalowane różowym błyszczykiem (to to jeszcze jest modne?), jeden paznokieć wymalowany czymś na podobieństwo złotego brokatu i na tymże palcu pierścionek z różowymi diamencikami, reszta paznokci krwistoczerwona. Słuchała przed chwilą "Jutro znowu gonić, biec, latać ponad..." nie żebym oceniał ludzi, ale kurwa; Sarsa w Wielką Sobotę?
Wczoraj byłem na wielkopiątkowym obiedzie w Maku. Nienawistne spojrzenia ludzi wpierdalających masowe ilości Filet-o-Fish w czasie gdy ja wpierdalałem pikantnego McRoyal'a z dwoma kotletami z wołowiny z przedniej ćwiartki sprawiały, że smakowało mi jeszcze bardziej. Za zjedzenie mięsa pójdę do piekła, ale McDonald's podarował mi piękną szklankę, mogłem nawet wybrać wzorek. Babcia zadzwoniła i z wielkim namaszczeniem prosiła, żebym się wybrał do kościoła i żebym jej nie ranił. Jak dobrze pamiętam Wielki Piątek to ten dzień w którym całuje się rzeźbione drewno. Zawsze chciałem być tym ministrantem, który stoi obok tego krzyża i wyciera Jezusowi piszczele szmatką po każdym wiernym. Swoją drogą zastanawiam się dlaczego u licha całuje się nogi, a nie brzuch, albo klatkę piersiową. Albo głowę. Kilka, a nawet kilkanaście lat temu,  kościół parafii p.w. Józefa Rzemieślnika w Koszalinie był na półmetku budowy, a jednym z elementów ołtarza był ogromny krzyż z Jezusem rzecz jasna (swoją drogą bardzo ładnie wyrzeźbionym). Wracając: krzyż owy jeszcze nie był powieszony i leżał na tych kozłach co się na nich trumnę kładzie. I wszyscy do tego krzyża podchodzili i całowali tego drewnianego Jezusa gdzie popadnie, a wyglądało to z daleka jak akt kanibalizmu. Że on tam leży, a oni go jedzą bez sztućców, gryzą po prostu. Z lekka obrzydliwy widok. To był jeden z najbardziej wycałowanych Jezusów jakich w życiu widziałem, a muszę przyznać, że widziałem ich sporo. Mam jeszcze jeden fakt co do całowania Jezusa: moja siostra pocałowała Go kiedyś w... tę szatę, przepaskę tą, kurcze. Dała mu buziaka w majtki.
Dobra, dalej jadę pociągiem, jestem już za Wejherowem, ale miejsca tego o dziwo nie skomentuję. Po mojej prawej stronie, naprzeciw, siedzi kobieta młodsza od tej pierwszej zdecydowanie, ale intelektualnie plasują się na bliskich sobie pozycjach- ta z kolei czyta komiks. Dragon Ball'a konkretnie. Obok mnie siedzi jeszcze jedna kobieta obok której siedzi stary dziad, ale wyszedł przed chwilą na fajkę do kibla. Dziada nie opiszę, bo go nie widzę praktycznie, a laska co chwilę zerka mi w monitor więc też się powstrzymam.
Wczoraj widziałem na Facebooku rzecz genialną i bardzo znaczącą. Otóż fanpage "Biblia Pismo Święte", czyli masło maślane opublikował posta, na który składał się kadr z "Pasji" Gibsona, ten w którym to James Caviezel przebrany za Jezusa opiera się cały zakrwawiony o krzyż. Do ust jego z niebezpieczną dozą kiczu doklejony jest  dymek dialogowy w którym napisane jest, co następuje: "jeśli wstydzisz się mnie to nie dawaj 'lubię to' bo znajomi zobaczą". Umierałem ze śmiechu patrząc na to, umierałem potem raz jeszcze czytając komentarze typu: "Panie! Jakże mogłabym się Ciebie wstydzić!? To Ty mnie ocaliłeś, kocham Cię Panie!" Szapo ba dla tych religijnych fanatyków.
Zauważyłem właśnie, że laska od Dragon Ball'a ma wybrokacone na złoto skronie. Fashion bitch.
Pociąg zatrzymał się już jakiś piąty raz na kompletnym zadupiu, pustkowiu znaczy, tyłek mnie nieco boli, bo siedzę wygięty jak jakiś pałąk, choć miejsca mam o dziwo dość sporo (nie umiem go wykorzystać :/ ).
Różowy błyszczyk wyleciał z torebki i potoczył się pod moimi nogami. Z torebki wyjechał też puder Ewelajn, szminka i tusz do rzęs z Loral Pari (ponieważ jesteś tego warta). Akcja makijaż w pociągu, który trzęsie się jak ręce starego ginekologa wymaga nie lada wprawy i ogromnego doświadczenia. Podziwiam to z jakim skupieniem ta kobieta spogląda w małe lusterko, które trzyma w skulonej dłoni. Akcesoria do tapetowania wjechały z powrotem do torebki, panna wyciągnęła jeszcze olbrzymią Lumię w różowym condomie i poczęła się zwijać. Walizka w żartobliwe rysunki Paryża zjechała na dół. Rzecz stała się jasna- panna mieszka w Słupsku.
A ja kontynuuję podróż z fanatyczką Dragon Ball'a i fanatykiem palenia w pociągowych kiblach. Tak, ta druga laska też wysiadła w Słupsku, musiała zresztą, bo miała trapery na szpilce. Zobowiązujące.
Co do ciekawszych rzeczy i opowiastek z podróży jeszcze, to ostatnio Stargard Szczeciński przechrzcił się na Stargard w czym nie ma nic szczególnego. W pociągach ta drobna zmiana administracyjna spowodowała zakup białej lekko przezroczystej taśmy i zaklejenie wyrazu "Szczeciński" setki razy. Samych pociągów TLK przejeżdżających przez Stargard jest 30 (sprawdziłem), nie mówiąc o EIC, IR, itp. Tyle metrów białej półprzezroczystej taśmy!
Kolejnym faktem pociągowym jest wprowadzenie zamkniętego obiegu w większości wagonowych sedesów. Za zdjęciami pięknych ludzi na torowisku od tej pory nie musi unosić się nieprzyjemna woń.
Zaraz Koszalin, o jeszcze konduktor sprawdza bilety. Podaję mu telefon, a on patrzy pytająco nawet nie wziąwszy go do ręki. Patrzę na niego, żeby jednak spojrzał. Zerknął, powiedział dziękuję i wyszedł przerażony, bo bilety w telefonach, w tabletach mu ludzie pokazują, a on ma tylko swój zszywacz z pieczątką.
Wysiadam z pociągu, w słuchawkach brzęczy "Living next door to Alice", a ja dumny maszeruję przez to pozbawione życia, ducha i polotu miasto. Mam nadzieję, że zniosę te święta w spokoju, więc żegnam się i takich świąt też życzę. A teraz zapalę ostatniego w tych ciężkich dniach papierosa.
Alleluja!

poniedziałek, 14 marca 2016

Ciało

Codziennie, może nie z samego rana, ale jakoś przed południem powiedzmy, rozpoczynam rytuały człowieczeństwa. Ściągam z siebie kołdrę i pozwalam, by dotknął mnie chłód: chłód temperatury pokojowej. Bez zastanowienia odświeżam maila, stronę dwóch banków, klikam głupio w białą literkę "f" otoczoną granatowym kwadratem.
Wślizguję się w klapki, gumowe i też granatowe i wychodzę na zewnątrz zapalić pierwszego tego dnia papierosa. Marynuję sobie płuca mentolową mgłą, chłód podwórza dotyka mnie nieco dotkliwiej. Rękami, które są niesamowicie sine i popękane otulam dużą szklankę z kawą doszczętnie połączoną z mlekiem rozgrzanym w mikrofali przez półtorej minuty. Chmury inspirowane kolorem moich dłoni przetaczają się ciężko po rozgniewanym niebie.
Z reguły nic nie jem, choć czasem tak jak dzisiaj ktoś o dobrym nad wyraz sercu zrobi mi śniadanie. Czasem tego nie rozumiem, bo przecież niczym sobie nie zasłużyłem.
Następnie dotykam stopami zimnej podłogi, zasuwam za swoim nagim ciałem mleczne szkło i trzęsąc się razem z zimną wodą stoję i patrzę na ten rozedrgany spektakl. Potem wszystko się zmienia.
Budzę się. Z każdą gorącą kroplą odbijającą się od moich barków. Z każdą kroplą spływającą po karku, nabieram w płuca kłęby pary i się budzę. Kiedy po kilku chwilach tej orgii kropel chwytam za chromowane uchwyty mlecznych drzwi wiem,  że będzie mi znów zimno.
Więc wycieram to ciało, mocno i najszybciej jak się da. Szorstki ręcznik zostawia na mojej skórze czerwone pręgi, a woda kropla po kropli ginie w splocie nitek. Stawiam stopę na dywaniku, patrzę na odbicie nagiego mężczyzny w lustrze i czasem zastanawiam się czy to co widzę to naprawdę ja. Ale kiedy postać w lustrze ubiera w tym samym momencie te same gacie co ja, no to raczej to musi być prawdą. Nie jestem taki całkiem do niczego, mam kości i mięśnie, włosy, tłuszcz gdzieniegdzie. Jestem takim normalnym człowiekiem.

Przeinny w Internecie