piątek, 1 listopada 2019

26

"Gadzina za gadziną, przeleci życie jak z piczy strzelił".

Siedzę przy stole w kuchni, w rodzinnym domu na wsi, gdzie wszyscy domownicy już dawno śpią, koty harcują już od niechcenia i zaraz też legną się gdziekolwiek; siedzę, sącząc pomału pierwszego i zarazem ostatniego drinka tego wieczoru, myślę o rzeczach tak bardzo przyziemnych, że nawet nie ma sensu wywlekać ich na światło dzienne, lub też - co bardziej logiczne - nocne.
Moja rodzicielka wkręciła w kuchni żarówkę, która świeci światłem trupio bladym, klimat iście prosektoryjny, mimo iż wszystko dookoła jest drewniane, więc to wszystko jak kwiatek do kożucha. Zapytana przeze mnie co było powodem takiego działania stwierdziła, iż takie światło pozwala jej się skupić przy pracy, co zdziwiło mnie nieco, bo nigdy przecież nie pałała sympatią do gastronomii. Domyśliłem się, że nie o zajęcia ogólnokuchenne rzecz się rozchodzi, dalej drążyć tematu nie chciałem, pozostaje mi siedzieć w tej zimnej bieli i najzwyczajniej w świecie się zamknąć.
Skończyłem dziś dwudziesty szósty rok życia, nic się nie zmieniło zanadto, choć tak naprawdę zmieniło się wiele. Prawienie truizmów pod tytułem: jak skończysz osiemnaście to będziesz dorosły, będziesz mógł pić, palić, ogólnie bajlando może i ma jakiś sens, ale guzik prawda, bo bardziej dorosły stajesz się kończąc dwudziesty szósty rok życia. Spieszę z wyjaśnieniami.
Otóż, co następuje: kończą Ci się zniżki, legitymację studencką możesz sobie wsadzić w ramkę albo w dupę - w zależności od preferencji. Twój bank gratuluje Ci dorosłego życia i poleca dokonywać comiesięcznych wpłat na konto, bo inaczej wyskakuj z pieniędzy, które u nas trzymasz. Biorąc pod uwagę biologię zaczynasz się starzeć. Nie ma siły wieku, nie ma stałej, do wczoraj dorastałeś, od dzisiaj się starzejesz. Koniec, kropka, cześć i amen. Ale najważniejszą rzeczą jest to, że (jeśli jesteś z rozbitej [w drabiazgi!] rodziny jak znaczna część społeczeństwa) to wśród wszystkich składanych Ci życzeń, wieczorem, dzwoni do Ciebie Twój plemnikodawca i z nieskrywaną satysfakcją w głosie przykrytą oczywiście płaszczykiem rozżalenia stwierdza, że to koniec alimentów, bo ma też swoje dzieci. A, no i wszystkiego najlepszego.
"Swoje dzieci" zastanowiły mnie z lekka, po czym popadłem w furię, rozżalenie i wszyscy święci wiedzą co jeszcze. Ojcostwo zaczyna się na seksie i chwilach uniesienia, a teraz kończy się na kliknięciu w aplikacji mobilnej banku przycisku z napisem "usuń zlecenie stałe". Nad chwilą zawahania co do kliknięcia "usuń" po wyświetleniu się komunikatu "czy aby kurwa na pewno?" nie chcę się zastanawiać. Z góry zakładam, że żadnych wahań nie było.
Odczuwając wszystkie emocje świata i nie chcąc dać po sobie poznać, że mam je wszystkie w sobie poszedłem grać Chopina. Polonez, etiuda, mazurek. Gdy spod palców bez zająknięcia wybiegł mi pasaż z nokturnu cis-moll pomyślałem o tym, że takich emocji chyba potrzebuję, żeby znośnie grać.
Mam dwadzieścia sześć lat. Mimo tego, co wyżej uwierzcie mi na słowo, że jestem człowiekiem szczęśliwym, o czym nie omieszkam Wam napisać jeszcze w tym roku, ale teraz kończę i idę oddać się wspaniałym dwóm przyjemnościom: czytaniu to raz, a dwa, rozmawianiu z człowiekiem, którego kocham i który przynosi mi ukojenie.
Śpijcie aniołki.

Przeinny w Internecie