[sobota, 1 IX 2018]
Dobry wieczór,
dawno mnie nie było.
Wszystko po staremu, praca, mieszkanie. Codzienne dramaty bez rodzinnych awantur.
Prawie od roku: singiel próbujący napisać pracę magisterską.
Prawie od pół roku: magister bardzo in spe rozmyślający nad sensem pięcioletnich studiów.
Prawie od kwartału: robię remont. Pies do jeża. Nie wiem czego chcę.
Prawie od miesiąca: niezaspokojony taternik.
Prawie od tygodnia: abstynent.
Chętnie bym to wszystko pozmieniał, rozpierdolił w kawałki w sensie i poukładał na nowo.
[niedziela, 2 IX 2018]
Aktualnie moja przeglądarka wyposażona jest w ponad pięćdziesiąt
otwartych kart (w tym ta na której teraz się pocę). Praca magisterska
łypie na mnie groźnym okiem, po zębach ścieka jej ślina, dziesiąty dzień
dziewiątego miesiąca zbliża się nieubłaganie, a ja przypominam sobie
czasy kiedy to innym wymawiałem, że nie biorą się za pisanie pracy,
tylko pracują. A teraz pozdrawiam moje żyćko, bo robię dokładnie to
samo.
Siedzę w pracy.
Dziewięć godzin dziennie.
Gapię się w otwarty plik z rozszerzeniem .docx jak szpak w pizdę.
[czwartek, 1 XI 2018]
Tak się składa, może ładnie, może brzydko, że mogę nie pisać cały
rok, ale jak mógłbym nie posklejać trochę literek w taki piękny,
pierwszy dzień listopada?
Okoliczności są jak zwykle nad wyraz
sprzyjające. Pociąg pędzi przez pola i lasy, już dawno zrobiło się
ciemno, nostalgia chwyta za gardło, palec boli od bezsensownego
segregowania kolesi na tinderze, przełyk wypala gorąca kawa, przedział
właśnie wypełnił się twarzami bez emocji, a ja... A ja wiozę ze sobą
bagaż dwudziestu pięciu lat i flaszkę Glenfiddicha. Chuj, nie chce mi
się pisać.
Ćwierć wieku minęło, pamięć poszarpana jak obraz kasety wideo.
[piątek, 22 III 2019]
Dziś śniłeś mi się Ty.
Nie wiem jak to się stało, nie wiem jak.
Było... dziwnie? Śniło mi się inaczej niż planowałem. Choć wszystko było takie raczej jakim być powinno.
Miałem
milion pytań, ale wmawiałem sobie, że zapytam jutro. Ale jutra nie
było, bo zbudził mnie wrzask wiertarki sąsiada. Więc nie zapytałem
koniec końców.
Obudziłem się, a obok mnie ciało.
Przez ułamek
sekundy myślałem, że Twoje i trochę się rozczarowałem, że tak nie jest.
Potem było mi strasznie przykro, bo chyba dałem to po sobie poznać.
[teraz, niedziela, 23 VI 2019]
Podobno dzisiaj dzień ojca. Fajnie byłoby mieć jakiegokolwiek.
To był piękny dzień i muszę go zapamiętać, choć nie chcę się nim dzielić.
Piszę w ramach drobnej aktualizacji. Otóż co tyczy się listy z września ubiegłego roku:
- singiel dalej, ale... mgr singiel
- studia absolutnie nie miały sensu (do takiego wniosku doszedłem)
- remont zrobiłem, w końcu dowiedziałem się, że chcę na szaro
- taternik wewnętrzny został zaspokojony, lecz jedynie na chwilę
- abstynent? naprawdę ja to napisałem?
W międzyczasie złamałem nogę i to w sposób, który na resztę życia czyni ze mnie transformersa jakiegoś, bo mnie zaśrubowali. Czas ten był okrutny, beznadziejny wręcz i dziwię się, że nie wylewałem tutaj swoich żali, to naprawdę nie w moim stylu. Z tego miejsca pozdrawiam cały pierdolony NFZ i szpital na Zaspie - gwarantuję Wam, że to kiedyś pierdolnie. Najważniejsza (z mojego punktu widzenia) informacja: już chodzę.
Dział zdań krótkich:
Katowice są super.
Ludzie mówiący inaczej nie są.
Nie palę już od dwóch tygodni.
Ssie mnie jak cholera.
Rowery są ekstra.
Mięśnie bolące po już nie.
Moja siostra wychodzi za mąż.
Nie mam partnera na ślub.
Chcę urlop.
Z pewnością.
Chcę nowy rower.
To nie chciej urlopu.
Zostałem malarzem.
Grafikiem trochę.
Artystka ze spalonego teatru.
Chcę zmienić pracę.
Boję się zmiany pracy.
Ogarnij dupę.
Poznałem super ludzi.
Nie mam dla nich czasu.
Jak zawsze.
Jutro poniedziałek.
Chuj.
Dupa.
Cipa.
Kurwa.
_______________________________
Porco dio e puttana la madonna!