środa, 21 listopada 2018

Dziś moja siostra ma urodziny, lecz nie napiszę o tym czegokolwiek.

Jest rok dwa tysiące osiemnasty. Zupełnie przez przypadek chcąc napisać "ą" miast "alt" nacisnąłem wspaniały symbol okienka Windows 10 i wyświetliło się menu Start. Przeraziło mnie to niebanalnie. Słucham teraz Laury Braningan, słucham (o ironio, kochana towarzyszko mego życia) piosenki o jakże pięknym tytule "self control". Odpalam tekstowo.pl, które jawi mi się w 200% powiększeniu z tytułu nagrywania mojego niewdzięcznego wokalu do jednej z piosenek Sama Smitha z dedykacją... nope, nieważne. Sprawdzam tłumaczenie. Nie jestem przecież ani fluent english ani fließend Deutsch. Nie znam w tym stanie nawet języka polskiego. Żyły na moich dłoniach przypominają  niemieckie autostrady, plączą się i krzyżują (jak Żydzi Jezusa, totalnie R.I.P. - nie żeby mi Jezusa szczególnie w moim życiu brakowało). Brakuje mi ludzi INNYCH. Innych niż tych, których mam aktualnie dookoła siebie. Tutaj. Teraz. Tęsknię za ludźmi mającymi zdanie, znaczenie, wpływ, mającymi KURWA cokolwiek. Których POZDRAWIAM i halko, BĄDŹCIE.
Podpisano: ja.
______________________________________________
I must believe in something, so I'll make myself believe it
That this night will never go

piątek, 16 lutego 2018

Ten świat (...), motyle i ćmy.

Skarpetki w groszki
okruszki, proszki
na sen i lęk leciusieńki

Wkoło paproszki
A w oczach mroczki
krople na serca niestrawność

Wpatrzone oczki
zwichrzone włoski
kłucie leciutkie doskwiera

Urok beztroski
głoski, spółgłoski
ściśnięte gardło zabiera

Przymorze wdziało płaszcz uszyty strugami deszczu: od asfaltu odbija się lodowate światło ulicznych latarni, brudne samochody rozjeżdżają rozedrgane połacie kałuż, tramwajom spod pantografów sypią się niebieskie iskry. Starsze kobiety ciągną ciężar przemoczonych płaszczy i siatek z dyskontu wypełnionych żytnią i tanim piwem, a nad tym wszystkim przewalają się gnane wiatrem czarne jak smoła chmury. Listopad. Na cmentarzach wypaliła się już większość zniczy, kamienne płyty nagrobków pozostaną ciche na jakiś czas; będą tacy, którzy pochylą się nad nimi w dzień Bożego Narodzenia, inni pojawią się tu dopiero za rok. Doskwiera mi uczucie, że wszystko dookoła milczy, że każda rzecz jest upiornie cicha. Przerażające to, choć jednocześnie piękne i pociągające.
Mijam na ulicach twarze, które poznaję, oczy, które uciekają od spojrzenia moich, w oknach widzę sylwetki, które już widziałem, które pamiętam dobrze, które są mi znane i za którymi tęsknię. Przez deszcz, który z takim urokiem zdobi w groszki szkła okularów dostrzegam zarysy, kształty, kontury; kiedy zamknę oczy widzę je, o ironio, jeszcze wyraźniej. Szybkim krokiem pokonuję codzienną moją drogę, krople deszczu całkowicie przesłaniają mi wypłowiały jesienią krajobraz miasta, dymem papierosa owiewam swoją twarz, jeszcze kilka metrów, dwadzieścia trzy oddechy, cztery kroki i opieram się mokrym płaszczem o wewnętrzną stronę drzwi do mojego mieszkania. Wzdycham ciężko.
Z jakim trudem przychodzi mi ostatnio żyć. Chciałem poznawać, smakować, doświadczać, przeżywać, wzruszać. Chciałem robić to wszystko od nowa, od początku; zamiast tego jedynie o tym myślałem. Myślałem o tym, że może kiedyś, gdzieś życie potoczy się inaczej, że będę się cieszyć, że jeszcze będzie... normalnie. Boże Narodzenie przyszło nieoczekiwanie, Nowy Rok powitałem ze skruchą w sercu i żalem wypisanym grubymi kreskami na twarzy (dla ukrycia postępującej siwizny pokryłem moje włosy jakimś niebieskim gównem, co dało mi łącznie jakieś... trzy minuty beztroskiej radości). Ten rok, który przeminął był dla mnie rokiem żalu i rozgoryczenia, rokiem niepowodzeń i strat. Jeśli dalej będę leżeć w tym maniakalnym stuporze to zastaną mnie miesiące letnie, a ja, choć głową jeszcze w lutym, będę musiał podołać majom i czerwcom. W walentynki rzygałem, włóczyłem się po pustych ulicach, piłem wino musujące, łaziłem, traciłem czas. Światło było zgaszone, a nadzieja umarła.
Wolałbym żebyś inaczej na mnie patrzył, choć nie patrzysz w ogóle. Wszystko wraca i boli jak skurwysyn. Dwudziestego dnia tego miesiąca zapiję się na śmierć.
______________________________________________
Po drugiej stronie na pustej drodze
tańczy mój czas w strugach deszczu dni toną
dotykam stopą dna
Po drugiej stronie na pustej drodze
czy to Ty? Ktoś głaszcze mnie po włosach nie mówiąc prawie nic...

Przeinny w Internecie