wtorek, 19 kwietnia 2016

Bajka Bardzo Biurokratyczna

Kwiecień, świeci słońce (jeszcze). Półtora kilometra od falowca, o godzinie dziesiątej rano Pawełek biegnie na kolejkę miejską uprzednio dzwoniąc do całej biurokratycznej organizacji jaką jest Akademia Muzyczna. Dzwonił do rektoratu, gdzie Pani była miła i z wielką miłością w głosie powiedziała:
- Rektor dziś nie przyjmuje. Bo go nie ma.
Ale powiedziała też, że mogę przyjść złożyć podanie:
-Może Pan przyjść i złożyć podanie.
Owo podanie wynikało z wcześniejszej rozmowy Pawełka z bardzo niemiłą Panią, która za żadne skarby świata z babcinym posagiem włącznie nie chciała udostępnić rzutów i planów architektonicznych Sali Koncertowej, których Pawełek potrzebował do stworzenia trójwymiarowego modelu owej sali, a tego potrzebował w celu zaprojektowania oświetlenia. Wracając: wbiegł na peron, rzucił niedopałek mentolowego linka na tory i z jaką radością wsłuchał się w komunikat, że jeden z pociągów nie odjedzie z przyczyn technicznych! Na szczęście był to pociąg do Wejherowa, a nie do Gdańska. Pawełek zadowolony odczekał swoje i wsiadł po chwili do kolejki wypełnionej po brzegi ludźmi, włączył komputer trzymając go w powietrzu i toczył w ten sposób mejlową bitwę organizacyjną. W międzyczasie załatwił numer do Pani, która wynajmuje Salę Koncertową przed nim, a która musi (i to koniecznie) przeprowadzić zajęcia gdzie indziej ze względu na jego dyplom. Numer zdobyty z wielkim zaangażowaniem po trzech dniach (ze względu na opieszałość i zbyt nadgorliwą odpowiedzialność innych ludzi) wysłał do swojego Profesora który sprawę miał definitywnie i z wielką mocą załatwić. Jak powiedział, tak zrobił.

Przenosimy się już na stację SKM Gdańsk Śródmieście, gdzie kończy się kolejkowa podróż naszego bohatera. Ma dwie minuty do tramwaju i musi przebyć aż trzy zebry (ze światłami!) i dwa przejścia podziemne (na szczęście bez świateł). Zaczął więc biec. W biegu owym, zaczął brzęczeć mu telefon. Wyciągnął go szybko acz z wielkim trudem z kieszeni i spojrzał w ekran, ale słońce świeciło tak mocno, iż nie mógł nic zobaczyć! Spojrzał w lewo i zobaczył swój tramwaj, a została mu jeszcze połowa drogi! Połowa! A dzwonił profesor! Młot a kowadło- odebrał. Rozmowa była krótka i treściwa.
-Panie Pawle, ten numer już niepotrzebny, już wszystko załatwione. 
-Dzień dobry Profesorze, naprawdę? 
-Tak, już jest ustalone. Recital będzie Pan mieć osiemnastego.
 Tramwaje jeżdżą, samochody huczą, obok robotnicy remontują drogę, leją tony betonu między stalowe kratownice. Huk, wiatr, szum. Pawełkowi zdawało się, że źle usłyszał.
-Osiemnastego?- zapytał z niedowierzaniem.
-Tak, osiemnastego- potwierdził przekonująco Profesor. 
-A..aa...ale jak to Profesorze?! Osiemnastego czerwca, przecież ja już mam wszystko ustalone, przecież dwa tygodnie muszą minąć do obrony, a dwudziestego są egzaminy wstępne! 
-Panie Pawle- zaczął z politowaniem profesor- Nie osiemnastego czerwca, tylko osiemnastego maja. 
Pawełek zdębiał jeszcze bardziej.
-Ale Profesorze toż, to...to został tylko miesiąc! 
-Da Pan sobie radę. 
-Ale jak to, nie, ja się nie zgadzam, przecież... 
-Porozmawiamy we wtorek na zajęciach, już wszystko ustalone, do widzenia.
 Profesor rozłączył się, tramwaj odjechał, zaczęło wiać przeraźliwie, a zdębiały Pawełek trwał w swoim zdębieniu na wysepce pośrodku jezdni. Zdenerwowany do granic możliwości wsiadł w następny tramwaj i pognał na Akademię. Z roztargnienia nie skasował biletu, ale na szczęście nic po drodze go nie zaskoczyło. Kiedy dotarł na miejsce pognał złożyć podanie. Pani w rektoracie okazała się być bardzo miłą, podbiła je w imieniu JM Rektora na miejscu. Pocieszony tym faktem poszedł i zapukał w drzwi, znajdujące się kilkanaście metrów dalej. Obok nich tabliczka mówiła: "Dział Administracyjno-Gospodarczy". -Ile mnie czeka jeszcze nieszczęść w życiu?-pomyślał Pawełek i zapukał.

-Panie Kierowniku, tu Pan Wysocki od tych mejli!-krzyknęła Pani Zdzisia*.
-Zapraszam- odpowiedział ochoczo Pan Kierownik, zaprosił interesanta do środka ściskając mu rękę. 
-Czego Pan sobie życzy?- zapytał pobłażliwie. 
Pawełek jednak nie zdążył odpowiedzieć, bo uprzedziła go pani Zdzisia. 
-Podanie od Rektora jest czy nie?-zacharczała. 
-Tak, mam, proszę.- odpowiedział pospiesznie.
 -Ale przecież ono nie jest podpisane przez Pana Rektora, bo Pana Rektora nie ma. No Panie Kierowniku to są jakieś żarty! 
Pawełek się zdenerwował.
-Proszę Szanownej Pani. Chodzi o udostępnienie rzutów architektonicznych, a w podaniu mowa o wprowadzaniu firm zewnętrznych na teren Akademii. To są dwie różne rzeczy!
-Które się ze sobą dokładnie łączą!-odkrzyknęła Zdzisia. 
-Dobrze- zakończył ostro Kierownik- pismo jest, proszę wydać Panu wszystkie potrzebne mu dokumenty. 
-Ale Panie Kierowniku....-załamała się Zdzisia. 
-Pani Żanetko**! Proszę przynieść dla tego Pana te dokumenty! - i kierownik opuścił pokój.
-Ja jestem na Pana bardzo zła, Pan przeszkadza mi w pracy, Pan sobie tu przychodzi i się panoszy jak jakiś... jak jakieś panisko! - Pani Żanetka też nie kryła oburzenia. -I ja mam tak wstać od swojej roboty i dla Pana przynosić jakieś rzeczy!? Toż to nie do pomyślenia!
-Przepraszam, że muszę przerywać Pani pracę, ale naprawdę to bardzo potrzebne materiały.- powiedział, jednocześnie myśląc "pocałuj mnie gdzieś","co za wredny babsztyl" i inne takie.
-Bardzo potrzebne, z pewnością. Ja tam tego Panu nie wydam.- powiedziała i również wyszła trzaskając drzwiami. Pawełek zdębiał dnia dzisiejszego po raz kolejny. Nie wiedział co ma robić, stał w pokoju działu Administracyjno-Gospodarczego z rozłożonymi rękami. Zaparł się w sobie i po chwili wyszedł na poszukiwanie Pana Kierownika.
Zwierzył mu się z zaistniałej sytuacji i był świadkiem rzeczy potwornej! Pan Kierownik zaczął krzyczeć na swoją podwładną, mówił jakieś niezrozumiałe słowa. Pawełek zapamiętał jedno z nich, a była to: NIESUBORDYNACJA.
Pani Żanetka rozwścieczona wróciła do biurka a Pawełek czekał dalej. I czekał tak pół godziny, a ona w końcu wstała, obróciła się, wyjęła z szafy za sobą dwa segregatory i ze słowami których nie chcę tu przytaczać rzuciła je z hukiem na stolik obok. 
-Proszę bardzo!-krzyknęła z furią.
-D...dz...dziękuję.-wyjąkał.
Pawełek był załamany. Kable, szkice szybów wentylacyjnych, klimatyzacji, gniazd i gniazdek, masa niezrozumiałych rysunków o wszystkim- słowem: architektoniczny galimatias. Chciał tylko znać wymiary, ale wiedział, że na pomoc pań nie ma co liczyć, musi działać sam.
Zrobił więc zdjęcia wszystkiemu co tylko i jak najszybciej uciekł z tego miejsca z nadzieją, że już nigdy nie będzie musiał tam wracać.
(Jednak musiał, ale naprawdę nie ma siły, żeby o tym opowiadać.)
(O dalszym rozwoju spraw też nie chce opowiadać.)
(W ogóle nie chce o niczym opowiadać, chce się napić piwa.)
__________________________________________________
*imię z dupy.
**kolejne imię z dupy.

Przeinny w Internecie